2025-02-19
No to rzucam…
W rodzimych mediach wrócił temat Roberta Lewandowskiego. Właściwie nie wrócił, bo nigdy nie znika. Tym razem jednak przybrał formę propozycji nie…
Najlepszy polski piłkarz nieustannie koncentruje uwagę mediów w swojej ojczyźnie. To nie ulega wątpliwości. Wątpliwości, szczególnie moje, mogą od lat budzić jedynie niektóre opinie na jego temat, a dokładnie sposób, w jaki jest na przemian wychwalany i poniewierany. Dawałem temu wyraz wielokrotnie, więc zastanawiałem się, czy zająć się tematem ponownie. Przekonała mnie jednak do tego propozycja (prawie) nie do odrzucenia, jaką znalazłem w jednym tekście. A brzmiała tak (za: przegladsportowy.onet.pl):
„Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto jeszcze nigdy nie zwątpił w Roberta Lewandowskiego”.
Od razu więc reaguję i RZUCAM TYM KAMIENIEM! A gdy już rzuciłem, przeczytałem uzasadnienie do apelu:
„W ostatnim czasie Polak miewał gorsze momenty, czasem wydawało się, jakby kompletnie się zablokował, ale jedno wciąż się nie zmienia. Mimo upływu lat on wciąż jest na szczycie i walczy o najważniejsze możliwe trofea. O poprzednim roku pełnym demonów zapomniał właśnie w meczu z Rayo Vallecano (1:0), gdy znów został bohaterem Barcelony. W tym samym momencie mógł zacząć też myśleć o przyszłości. A tej zazdrościć mu będą największe legendy, które w jego wieku nie były w stanie rywalizować na tak wysokim poziomie”.
Nie zwątpiłem w niego, gdy był linczowany w mediach po finałach mistrzostw świata w Rosji w 2018 roku. Nie zwątpiłem i ostatnio, gdy po przejściu do Barcelony regularnie wsadzano go na rollercoastera, każąc jeździć bez opamiętania na przemian w górę i w dół, robiąc z niego na zmianę geniusza i nieudacznika.
Ale dla równowagi przypomnę, że wyśmiewałem żałosną tendencję w rodzimych mediach próby wymuszenia wręcz nazywania go „najlepszym piłkarzem świata”, szczególnie po histerii związanej z odwołaniem przyznania Złotej Piłki magazynu „France Football” w 2020 roku ze względu na pandemię koronawirusa.
Mój brak zwątpienia w Lewandowskiego wynika(ł) z faktu nabytej wiedzy o początkach jego kariery. Pierwszy trener piłkarza, nieżyjący już Marek Siwecki, opowiadał mi jak do biednego klubiku o nazwie Varsovia przywiózł go ojciec, bo w żadnym innym w Warszawie nikt nie chciał wziąć do drużyny malutkiego, szczuplutkiego chłopca o chudych nogach jak dwa patyczki. Pamiętam też jak go pogonili z Legii, dokładnie z drużyny rezerw tego klubu (!), na progu seniorskiej kariery, uznając za piłkarza „słabo rokującego” na przyszłość.
Z tych wszystkich powodów nigdy nie mogłem zwątpić w Lewandowskiego, bo uważam, że osiągnął znacznie więcej niż powinien, biorąc pod uwagę ostre zakręty na początku kariery. A ta kariera to swoisty fenomen pod wieloma względami wręcz trudny do wytłumaczenia.
Dlatego też mam apel do (nie tylko) redaktorów wygłaszających opinie o Lewandowskim. Spójrzcie najpierw w lustro, zróbcie rachunek sumienia, to może nie będziecie musieli korzystać z kół ratunkowych w stylu – „niech pierwszy rzuci kamieniem...”
▬ ▬ ● ▬