2016-01-22
Niezbyt optymistyczne wnioski
Firma Deloitte opublikowała raport klubów piłkarskich, które mają największe przychody. Polskich oczywiście w nim nie ma. I nie ma nadziei, że będą.
Informacje o rankingu pojawiły się w czwartek w większości mediów. Zauważyłem, że anonsowany był jako zestawienie najbogatszych klubów piłkarskich. Specjalnie napisałem jednak, że chodzi o największe przychody. Co za różnica? Dla mnie fundamentalna. Bo można mieć przecież wielkie przychody, ale jeszcze większe wydatki. Jeśli dobrze pamiętam, Barcelona ciągle spłaca długi...
Liczby jednak robią wrażenie. Real Madryt, który jedenasty rok z rzędu otwiera ranking, zanotował przychód 577 milionów euro. Wyprzedza Barcelonę (560,8), a kolejne miejsca w pierwszej dziesiątce zajmują: 3. Manchester United (519,5), 4. Paris Saint-Germain (480,8), 5. Bayern Monachium (474), 6. Manchester City (463,5), 7. Arsenal (435,5), 8. Chelsea (420), 9. Liverpool (391,8), 10. Juventus (323,9).
W pierwszej dwudziestce znalazły się kluby wyłącznie z pięciu najsilniejszych lig: angielskiej, niemieckiej, hiszpańskiej, włoskiej i francuskiej. Najwięcej jest angielskich – dziewięć, a w pierwszej trzydziestce aż siedemnaście. Eksperci Deloitte przewidują, że w kolejnym zestawieniu za rok będzie ich dwadzieścia, czyli cała Premier League, a na szczycie listy znajdzie się Manchester United.
Z czego to wynika? Na pewno nie z umocnienia się funta, jak przeczytałem na jednym z portali. Podstawowy wpływ na pozycje angielskich klubów ma kosmiczna umowa za sprzedaż praw telewizyjnych do meczów angielskiej ekstraklasy warta dwa miliardy funtów. Czyli wniosek pierwszy – najważniejsze gdzie ma siedzibę klub. Z tymi angielskimi mogą konkurować tylko nieliczni.
Pierwsza dziesiątka rankingu nie zmieniła się od poprzedniego zestawienia! Niektóre kluby jedynie nieznacznie zamieniły się miejscami. Za rok pewnie będzie tak samo, bowiem różnica przychodów pomiędzy dziesiątą a jedenastą drużyną zwiększyła się z 17,5 aż do 43,3 miliona euro. Czyli drugi ważny wniosek – współczesna klubowa piłka to świat, w którym bogatsi są coraz bogatsi i nic się w tej kwestii w najbliższym czasie nie zmieni. Oznacza to (między innymi), że Polska pozostanie na tej mapie daleką, daleką prowincją. Jej rola sprowadzać się będzie co najwyżej do dostarczania najzdolniejszych zawodników, jeśli tacy się pojawią, dla futbolowych gigantów. Głupotą byłoby liczyć na coś więcej. W tym systemie naczyń połączonych najsilniejsi i najbogatsi wypijają z reszty najlepsze soki.
Może poszedłem za bardzo na skróty, ale od razu znalazłem w rankingu Deloitte drugie dno, trafiając tego samego dnia na informację o problemach Bolton Wanderers. To klub ze wspaniałymi tradycjami. Należy do historycznych założycieli ligi angielskiej w 1888 roku! Jeszcze niedawno grał w Premier League. Byłem wtedy na jego stadionie, nowoczesnym obiekcie zbudowanym od podstaw, który zrobił na mnie wielkie wrażenie. W 2012 roku Bolton zaliczył niestety spadek z ekstraklasy. Finansowe problemy zaczęły się, gdy po roku nie potrafił do niej wrócić. Teraz walczy o przetrwanie mając 172 miliony funtów długu i zajmując miejsce na dnie drugoligowej tabeli.
Bolton jest satelickim miastem Manchesteru, który ma dwóch przedstawicieli w pierwszej dziesiątce rankingu Deloitte. Nawet w Anglii, która dla reszty świata uchodzi za futbolowy raj, spadek z Premier League może oznaczać początek drogi do piekła. I gdy wybrańcy szacują kolejny wzrost dochodów, ich sąsiedzi walczą o życie. Dosłownie, bez żadnej przenośni. Jeśli do 22 lutego Bolton nie przedstawi odpowiedniego programu naprawczego, może zgodnie z nakazem sądu być postawiony w stan likwidacji.
▬ ▬ ● ▬