2015-09-16
Nie wygląda to za dobrze...
Byłem przejazdem w Liverpoolu. Niestety, ze względu na sympatię do tego miasta. tylko przejazdem. Ale starczyło czasu, by pogadać o miejscowym klubie.
Wiele lat temu pewna redakcja wysłała mnie na delegację do Anglii. Pieniędzy dostałem tyle, że starczyło jedynie na łóżko w pokoju wieloosobowym w jakiś norze w Londynie. Na szczęście tylko na jedną noc, więc jakoś się przemęczyłem. Potem pojechałem do Liverpoolu.
Za te same pieniądze wynająłem pokój w maleńkim hoteliku nad pubem. Jednoosobowy, żeby nie było wątpliwości. Gdy właściciel mnie do niego wprowadził, trzy razy pytałem go, czy się nie pomylił. Pokój był ogromny, wszystko w pastelowych kolorach, a przez wielkie okna wpadały do niego promienie popołudniowego słońca. Na szerokim parapecie stała misa pełna pomarańczy. Brakowało tylko malarza impresjonisty, który uchwyciłby to miejsce i moment na płótnie. Bo ja miejsce i moment po wielu latach pamiętam doskonale.
Nie mogłem wtedy uwierzyć, że będę mieszkał w takich komfortowych warunkach, w porównaniu z norą w Londynie. Już wiedziałem, czym różni się angielska stolica od Liverpoolu – cenami hoteli. Ale nie tylko. Gdy przystanąłem na moment na ulicy, by sprawdzić coś na planie, natychmiast podszedł do mnie mężczyzna z pytaniem:
„Może w czymś pomóc”?
Fantastyczni, uprzejmi mieszkańcy – kolejny powód, dla którego zapamiętałem to miasto. I oczywiście jeszcze muzyka - The Beatles, ale też cały The Mersey Beat. I naturalnie piłka. Liverpool to jedno z najważniejszych miast w historii futbolu, nie tylko angielskiego. W XIX wieku w Stanley Park miejscowe młodziaki uczyły się kopać piłkę, gdy w innych częściach świata nikt jeszcze nie znał takiej dyscypliny.
Dziś, po obu stronach wspomnianego parku znajdują się stadiony dwóch klubów - Anfield Road (Liverpool FC) jest oddalony od Goodison Park (Everton FC) w prostej linii najwyżej z kilometr. Sympatie dla czerwonych lub niebieskich barw jednego i drugiego klubu dzielą nawet wiele miejscowych rodzin. Stwierdzenie, że piłka jest w Liverpoolu religią, nie stanowi żadnej przesady.
To wszystko musiało podziałać na wyobraźnię jednego chłopaka z Rzeszowa. Radosław Chmiel najpierw zaczął realizować swoje sympatie do czerwonych barw Liverpoolu na stronie lfcpoland.pl. A później postanowił sprawdzić jak to wygląda na miejscu i pojechał do Anglii. Wizyta na Anfield Road jeszcze bardziej podziałała na wyobraźnię.
Kilka razy jeździł do Anglii. W końcu zrobił kolejny krok. Nie miał specjalnych perspektyw na znalezienie odpowiedniej pracy w Rzeszowie, postanowił więc wyjechać na stałe do Liverpoolu, w którym mieszka od pięciu lat. Obecnie prowadzi oficjalnego polskiego twittera angieskiego klubu: @PolandLFC.
I jeszcze drobiazg – został kibicem Liverpool FC 2014 roku! Zwyciężył w zorganizowanym przez klub specjalnym plebiscycie, w którym można było głosować na nominowane osoby. Chyba najbardziej ujął innych pomocą dla Ewy Kieryk, osiemnastoletniej sympatyczki Liverpoolu, która dwa lata wcześniej w wypadku straciła obie nogi. Zorganizował zbiórkę pieniędzy na protezy dla niej. Młoda Polka podczas wizyty w Liverpoolu na meczu derbowym drużyn kobiecych dostała od kapitan Gemmy Bonner klubową koszulkę z podpisami wszystkich zawodniczek.
Usiedliśmy z Radkiem w pubie w centrum miasta, by pogadać trochę o Liverpool FC. Niestety sytuacja drużyny nie wygląda za dobrze. Oczywiście biorąc pod uwagę wielkie ambicje najsłynniejszego angielskiego klubu XX wieku (taki tytuł kiedyś otrzymał). Chmiel nie ma litości dla menedżera Brendana Rodgersa:
„Już widać, że Liverpool to klub nie dla niego. W ankiecie zorganizowanej na stronie thisisanfield.co.uk aż 92 procent kibiców opowiedziało się za jego odejściem! Przez trzy lata wydał na transfery trzysta milionów funtów i co? Efektów nie widać”.
Liverpool był o krok od zdobycia tytułu przed rokiem. Tuż przed końcem sezonu przegrał jednak u siebie z Chelsea. Jak na ironię zadecydowała o tym sytuacja z klubową ikoną w roli głównej. Steven Gerrard poślizgnął się na środku boiska, tracąc piłkę. Poszła kontra Chelsea zakończona zdobyciem zwycięskiej bramki. Zamiast tytułu, było tylko wicemistrzostwo i ogromne rozczarowanie. Radek widzi to trochę inaczej:
„Wygodnie jest wierzyć, że o porażce zadecydował błąd Gerrarda. Ale byłoby to uproszczeniem. Powiedziałbym raczej, że Liverpool przegrał walkę o tytuł w innych meczach. Na przykład ulegając na wyjeździe Hull, czy remisując u siebie z Aston Villą”.
Wydawało się, że kolejny sezon po zdobyciu wicemistrzostwa przyniesie wreszcie wymarzony tytuł. Nic podobnego. Liverpool nie finiszował nawet na miejscu gwarantującym start w Lidze Mistrzów. Będzie grał w Lidze Europejskiej. Dla wielkiego klubu to kolejna porażka w ostatnich latach już na starcie sezonu. I nic raczej w najbliższym czasie się nie zmieni. Chmiel wyjaśnia dlaczego:
„Gdyby Liverpool chciał zwolnić Rodgersa, musi mu zapłacić odszkodowanie 8,7 miliona funtów. Takie informacje związane z jego kontraktem wyciekły do mediów”.
Gdy pytam go, jakie widzi wyjście z tej sytuacji, odpowiada:
„Najgorsze, że nie widzę żadnego”...
▬ ▬ ● ▬