Nie tak miało być

Fot. Trafnie.eu

Uczciwie uprzedzam – to na pewno nie będzie tekst obiektywny. Wiem, że być powinien, ale co poradzę? Mam uprzedzenia o charakterze wręcz alergicznym.

To już końcówka mistrzostw. Po ćwierćfinałowym czterodniowym turze, trochę przysiadłem ze zmęczenia. Potrzebowałem dnia wytchnienia i normalnego snu, żeby dojść do równowagi. Z kim nie rozmawiam, wszyscy wspominają o zmęczeniu. Mistrzostwa dają się we znaki. Ogromne odległości, późne godziny rozpoczęcia meczów, problemy z dotarciem i powrotem ze stadionu – czyli nieustanna walka z czasem, którego ciągle brakuje. Znajomy dziennikarz z Węgier oznajmił mi z szerokim uśmiechem i niewiarygodną radością, że właśnie obsługuje ostatni mecz:

„Jutro wracam do domu!!!”

Zabrzmiało mniej więcej tak, jakby powiedział – jutro wreszcie jadę na długie wakacje. Ja czekam na kolejne mecze. Czyli jestem jednak bardziej zahartowanym w bojach piłkarskim zwierzakiem, który nie przepuści żadnej okazji, jeśli taka się nadarzy.

Przez dwa dni byłem w Lyonie, by obejrzeć pierwszy ćwierćfinał. I przez dwa dni panował upał. Narzekałem na zimno i deszcz w Paryżu, więc miałem za swoje. Ale słońce i wysoka temperatura bardziej mi odpowiadają. Wolę je zdecydowanie niż sprawdzanie czy zabrałem ze sobą parasol.

O prawo gry w finale mieli grać w środowy wieczór Walijczycy z Portugalczykami. Kibice tych pierwszych już dzień wcześniej opanowali główną ulicę Starego Miasta w Lyonie, racząc się piwem i daniami słynnej miejscowej kuchni w dziesiątkach restauracji i barów. Trudno nie czuć do nich sympatii. Są pogodni, sympatyczni i pozbawieni agresji. A przy tym rozpiera ich duma. Bo kto obstawiał przed EURO Walię w półfinale, no kto???

W takich meczach, w których nie jestem emocjonalnie zaangażowany po jednej ze stron, z dużym spokojem patrzę na wydarzenia na boisku. Tym razem jednak było inaczej. Zdecydowanie życzyłem zwycięstwa Walii, która mi zaimponowała w meczu z Belgią. Z zerowym doświadczeniem na wielkich turniejach, na dodatek wręcz zmiażdżona w pierwszych minutach, a jednak zdołała się podnieść. I wygrała różnicą dwóch bramek, więc nikt nie powie, że przez przypadek.

Na pewno Walijczycy nie są wirtuozami futbolu, oczywiście poza jednym grajkiem, szalejącym Garethem Bale. Technika, szybkość, strzał, przegląd pola - patrzenie na niego stanowi przyjemność. Czy to jeden z kandydatów na najlepszego zawodnika turnieju? A dlaczego nie?

Pewnie próbowałby go wyłączyć z gry kolega z Realu Madryt – Pepe, ale pauzował za kartki. Dlatego wychodząc przed meczem z zresztą portugalskiej ekipy na murawę, najbardziej interesował się swoimi kobietami na trybunach. Wziął dwie córeczki i wycałował je po rękach! Czy ten czuły tata to jednocześnie boiskowy zabijaka? Jak najbardziej. Co ciekawe Pepe z mamą swoich córek nie przywitał się właściwie wcale...

Zachwycałem się Balem, ale przecież w drugiej drużynie też jest zawodnik potrafiący zadziwić niekonwencjonalnym zagraniem. Tylko, że jak spojrzę na płaczliwą minę tego gwiazdorka, natychmiast kasuje ona w mojej pamięci wszystkie jego boiskowe dokonania. Nic na to nie poradzę, już mam takie skrzywienie na punkcie Cristiano R. Wręcz odruch alergiczny. Nie sądzę, by kiedykolwiek cokolwiek miało się zmienić w tej kwestii.

Do tego jego Portugalia, która na pewno nie zaimponowała w meczu z Polską, drużyna bez zwycięstwa (w normalnym czasie) w mistrzostwach, doczołgała się aż do półfinału. Nawet nie próbowałem szukać innych argumentów. Moja sympatia mogła być tylko po tej drugiej stronie.

Początek meczu właściwie wszystko potwierdził. Płaczliwa reakcja narcystycznego gwiazdorka po prawie każdym zagraniu. Skutecznie utrudniał mu życie walijski obrońca James Collins, wielki łysielec z rudą brodą. A dla kontrastu kilka przebojowych akcji Bale'a. Miałem nadzieję, ze tak będzie do końca, co Walijczycy potwierdzą jakąś zdobytą bramką.

Po przerwie Cristiano R. miał jednak swoje pięć minut. Zdobył gola głową, drugiego dołożył Nani i Portugalia zagra w finale mistrzostw Europy. Nie jest to mój wymarzony scenariusz, więc na razie tyle na jej temat...

▬ ▬ ● ▬