Nie idź tam!

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia, w samym środku zimowego okna transferowego, o polskich piłkarzach, którzy już zmienili kluby, albo mają je…

Bartłomiej Drągowski zmienił, na razie na pół roku. Został wypożyczony z włoskiej Spezii do greckiego Panathinaikosu Ateny z opcją ewentualnego transferu po zakończeniu sezonu. Przeniósł się do nowego kraju, by grać, co ostatnio udało mu się w listopadzie. W kolejnych występach przeszkodziły problemy ze zdrowiem, a gdy się skończyły, już nie podniósł się z ławki. Poprzedni rok był dla niego wyjątkowo kiepski. Najpierw spadek z Serie A w ubiegłym sezonie, a pod koniec pierwszej części obecnego problemy z grą w jednej z najsłabszych drużyn Serie B. 

Oby w Grecji było lepiej, choć jego szanse oceniam z dużą ostrożnością. Przecież nikt nie da mu miejsca w bramce tylko dlatego, że wcześniej grał we Włoszech. A pamiętać należy, że bramkarzowi znacznie trudniej zaliczać choćby symboliczne występy, bo trenerzy nie wpuszczają zmienników na kilka minut na boisko, jak zawodników z pola. Albo jesteś pierwszym i grasz, albo niestety ława. Czy zmiana klimatu pomoże Drągowskiemu łatwiej się z niej podnieść? 

Bartosz Slisz dopiero czeka na debiut w Major League Soccer, która rozpoczyna sezon za miesiąc. Wydaje się, że nie bierze pod uwagę możliwości, że mógłby oglądać ją z ławki rezerwowych, a przenosiny z Legii Warszawa do Atlanty United były efektem zimnej kalkulacji (za: laczynaspilka.pl): 

„MLS się rozwija, wydaje mi się, że to dobry moment aby zobaczyć, jak wygląda inna liga”.

Miał do rozstrzygnięcia jedyny problem:

„Zastanawiałem się, czy odejść w tym okienku transferowym, czy latem. Długo nad tym myślałem. Ostatecznie stwierdziłem, że im szybciej zrobię kolejny krok w swojej karierze, tym lepiej. To mój pierwszy zagraniczny transfer, z czego bardzo się cieszę”. 

Slisz tak podsumował podjętą decyzję:

„Szukałem plusów i minusów, proces decyzyjny w mojej głowie trwał dobrych kilka dni. Nadchodzi wielka zmiana w moim życiu. Ale po to żyjemy, żeby wyciągać jak najwięcej, czasem trzeba ryzykować. Transfer to zawsze jakieś ryzyko”.

Wiadomo, że ryzyko. Ale, jak mawiał były prezes Legii, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. 

I na koniec Sebastian Szymański, a właściwie jego agent Mariusz Piekarski, mistrz autokracji. Właśnie opowiedział o transferze swojego klienta, który ma dopiero nastąpić. Jak twierdzi, na pewno nie w zimowym oknie. Już się zdążyłem przyzwyczaić, ze o każdym piłkarzy, którego interesy prowadzi, opowiada tak, jak o Messim czy Lewandowskim. Oto próbka na temat Szymańskiego (za: wp.pl):

„Wyróżnia się na tle dużych nazwisk i zyskuje pewność siebie. W Fenerbahce gra z Dzeko, Tadiciem, Underem czy Fredem. Wszędzie gdzie do tej pory występował, był ceniony, lubiany i szanowany”. 

Dla lekkiego schłodzenia nastroju tylko wspomnę, że Piekarski opowiadając kiedyś o Michale Karbowniku twierdził, że bije się o niego pół Europy. Jak ta walka się skończyła niech każdy sobie sprawdzi analizując karierę wspomnianego zawodnika. 

Co do Szymańskiego uważa, że…:

„Oferta za Sebę musi być naprawdę duża, żeby Fenerbahce opłaciło się go sprzedać”. 

Rodzime media właśnie z podnieceniem odnotowały informację zamieszczoną w tych tureckich, że ofertę 35 milionów euro za Szymańskiego już złożył angielski Tottenham Hotspur. Jeśli to prawda, od razu apeluję do piłkarza – nie idź tam! Wątpię, by ta przeprowadzka mogła dobrze się dla niego zakończyć. Jeśli się pomylę, z rozkoszą się do pomyłki przyznam.

▬ ▬ ● ▬