Natury nie oszukasz

Fot. Trafnie.eu

Wtorek przyniósł skrajne skojarzenia związane z europejskimi pucharami. Na głębokiej prowincji zapachniało naprawdę wielką piłką.

Niestety trzecia runda eliminacyjna Ligi Mistrzów w niezwykle brutalny sposób zweryfikowała wartość rodzimego futbolu, przynajmniej w jego klubowym wydaniu. Jagiellonia przegrała rewanżowy mecz na wyjeździe z norweskim Bodø/Glimt 1:4. Przegrała też tydzień wcześniej w Białymstoku (0:1), więc w tym sezonie w Lidze Mistrzów już na pewno nie zagra. Zagra za to w czwartej rundzie eliminacyjnej Ligi Europy ze zwycięzcą rywalizacji Ajaksu Amsterdam z Panathinaikosem Ateny.

Pewnie z tym pierwszym, którzy wygrał na wyjeździe 1:0, a w czwartek zagra rewanż w Holandii. Nie oszukujmy się, kto by to nie był, Jagiellonia ma chyba nawet mniejsze szanse na sukces, niż w konfrontacji z Norwegami. Przynajmniej w teorii, ale w torii Bodø/Glimt też było w zasięgu mistrzów Polski, a w praktyce okazało się, że zdecydowanie poza zasięgiem.

Choć rewanżowy mecz zaczął się świetnie, skoro Jagiellonia odrobiła straty już w czwartej minucie. Nie była to jednak dla niej szczęśliwa liczba, skoro gospodarze strzelili jej potem aż cztery bramki. Za podsumowanie rywalizacji niech posłuży ten fragment (za: sport.pl):

„W starciu dwóch drużyn o podobnym ofensywnym stylu gry ten z Norwegii okazał się zdecydowanie lepszy. Bodo/Glimt zdominowało Jagiellonię jakością piłkarską i intensywnością. Widać jak na dłoni było, że od pandemii w 2020 roku to już 57. mecz (włącznie z eliminacjami, bez nich Norwegowie mają 28) drużyny Kjetila Knutsena w europejskich pucharach. Dla Jagiellonii - zaledwie trzeci i czwarty. Trudno było nie zauważyć, że Knutsen prowadzi Bodo/Glimt już 6,5 roku (Adrian Siemieniec dla porównania niespełna 1,5 roku), sezon po sezonie sprawdzając, jak wysoko jest sufit tego zespołu i tylko przenosząc tę poprzeczkę wyżej i wyżej”.

Niestety, natury się nie oszukasz, jak mawia rolnik, od którego od lat kupuję ziemniaki na targu. Tej piłkarskiej też, czyli doświadczenia nie kupisz. Ten stosunek 57:4 jest porażający. Można się nawet pocieszać, że bazując na nim, wynik 1:5 (łączny z dwóch meczów) wygląda całkiem... znośnie. Polska nadal jest piłkarską prowincją skoro kolejny sezon nie zobaczy swojej drużyny w Lidze Mistrzów na żywo.

W tym samym czasie, gdy Jagiellonia zbierała baty w Norwegii, w Warszawie trwał trening Realu Madryt. Powiało w niej bowiem wielką piłką za sprawą meczu o Superpuchar Europy zaplanowanego na środę, w którym triumfator Ligi Mistrzów zmierzy się ze zwycięzcą Ligi Europy – włoską Atalantą Bergamo.

Choć odnoszę wrażenie, że to tylko tło dla występu jednego aktora. Do takich wniosków można dojść analizując zapowiedzi meczu w mediach. Jego potencjalny główny aktor nazywa się Kylian Mbappé i ma szansę oficjalnie zadebiutować w Warszawie w barwach Realu po przejściu przed nowym sezonem z Paris Saint-Germain. I pewnie zadebiutuje, choć Carlo Ancelotti, włoski trener hiszpańskiej drużyny, na konferencji prasowej odniósł się do tego wymijająco argumentując, że każdy zawodnik w jego kadrze ma szansę na grę. Pewnie, że tak, ale gdyby mu nie dał zagrać, to tak jakby próbował oszukać...

▬ ▬ ● ▬