Nadzieja umiera ostatnia

Fot. Trafnie.eu

Przed ostatnią rundą Ligi Europejskiej oba występujące w niej polskie zespoły nadal mają teoretyczne szanse na wyjście z grupy. Ciekawe, czy sami w to wierzą.

Chyba przed dwoma dniami przeczytałem zachęcający tytuł o kolejnym wyróżnieniu dla Roberta Lewandowskiego. Treść informacji była niestety rozczarowująca. Okazało się, że portal goal.com umieścił Polaka w gronie najlepszych pięćdziesięciu zawodników świata w 2015 roku. Co to za wyróżnienie?

Gdyby znalazł się wśród pięciu najlepszych zawodników, to byłoby coś. A wśród dziesięciu? Żadna niespodzianka po tym, co wyczyniał w ostatnich kilku miesiącach. Tym bardziej wśród pięćdziesięciu. Jakoś nie wyobrażam sobie informacji w argentyńskich mediach, że Leo Messiego spotkało wyróżnienie, bo umieszczono go w pięćdziesiątce najlepszych zawodników świata. Brzmi dość zabawnie, prawda?

Potrafię jednak zrozumieć podniecenie każdą formą dowartościowania polskich piłkarzy. Karykaturalne wymiary przybiera wtedy, gdy dotyczy ewentualnych transferów do zachodnich klubów, o czym już kilka razy wspominałem.

To wszystko ma wspólne i łatwo wytłumaczalne źródło – lata posuchy w rodzimym futbolu. Na piłkarskiej prowincji każda informacja, że tym razem nie leją naszych, tylko chwalą, jest możliwością przyjemnego odreagowania wcześniejszych porażek i boiskowych upokorzeń. Nawet gdy to pochwały tylko z nazwy, a podniecenie zdecydowanie na wyrost, jak w przypadku większości informacji transferowych.

Mając tę świadomość zacząłem się zastanawiać, jak ocenić czwartkowe występy polskich klubów w Lidze Europejskiej? Można uznać zwycięstwo (Legii nad duńskim FC Midtjylland) i remis (Lecha z portugalskim Os Belenenses na wyjeździe) za wielki sukces. Bywały przecież lata bez żadnej drużyny w fazie grupowej tych rozgrywek. No i Legia z Lechem zdobyły aż cztery punkty, które na pewno się przydadzą w przyszłości w ogólnej klasyfikacji prowadzonej przez UEFA. I jeszcze oba zespoły mają szansę na wyjście z grupy przed ostatnią kolejką. Choć w tę wierzą chyba tylko najwięksi (super, mega, giga, kosmiczni…) optymiści. Ich prawo. Nadzieja umiera ostatnia.

Po losowaniu Lechowi nie dawałem większych szans na wyjście z grupy. Trudno więc, żebym się go teraz czepiał. Najbardziej szkoda mi meczu poprzedniej kolejki z Fiorentiną w Poznaniu. Remis nie był wtedy misją niewykonalną, a mógł się okazać kluczowy w walce o awans. Ale z drugiej strony, jeśli Lech nie potrafi w dwóch meczach ograć teoretycznie najsłabszego z trzech rywali, czyli tego z Lizbony, to na niego nie zasłużył.

W przypadku Legii ostatni mecz pokazał jak dramatyczne były jej wcześniejsze występy w Lidze Europejskiej. Ondrej Duda przyznał, że w rewanżu więcej spodziewał się po Duńczykach. Ale w pierwszym spotkaniu to nie Midtjylland grał tak dobrze, tylko Legia słabiutko. Na początku sezonu w Lidze Europejskiej przegrywała przede wszystkim sama ze sobą, a dopiero później z rywalami. To niech teraz nie wierzy, że stanie się cud w ostatniej kolejce. 

Co mnie w Legii najbardziej w czwartek ucieszyło? Nie jej wygrana, ale fakt, że po strzeleniu bramki wyściskał się jej zdobywca z autorem ostatniego podania, czyli Prijović z Lewczukiem. Co prawda jako ostatni w drużynie padli sobie w objęcia, ale jednak. Jeszcze niedawno przecież między nimi iskrzyło. Ale ponieważ żaden zawodnik nie może być ważniejszy od drużyny (tak twierdził Sir Alex Ferguson), grają w niej razem bez żadnych dąsów, za to z pożytkiem dla siebie i reszty.

▬ ▬ ● ▬