2015-11-17
Na dnie
Niemal równo przed siedmioma miesiącami Błękitni Stargard Szczeciński grali w Legionowie z Legionovią. Teraz z ciekawością wybrałem się znów na ich mecz.
Przez te siedem miesięcy wiele się zmieniło. I w klubie, i w mieście. Bo to już właściwie ostatnie podrygi Stargardu Szczecińskiego. Postanowił się usamodzielnić, więc zgodnie z Rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 28 lipca 2015 r. od pierwszego stycznia zniknie z jego nazwy drugi człon - „Szczeciński”. Zostanie tylko Stargard. Czy to zmiana na lepsze? Niedługo się okaże.
W Błękitnych zmiany zdecydowanie na gorsze. Przez kilka pierwszych miesięcy kończącego się właśnie roku wielką sympatią darzyła ich cała piłkarska Polska. Drugoligowa (w praktyce trzecioligowa) drużyna odprawiała przecież w kolejnych rundach Pucharu Polski kolejne zespoły z Ekstraklasy. W półfinale przegrała z Lechem Poznań dopiero po dogrywce. Potem na finiszu sezonu przegrała też walkę o awans do pierwszej ligi. Teraz cel jest znacznie skromniejszy. Zdradza go trener Krzysztof Kapuściński:
„To jest wielka lekcja, jak można spaść, będąc na górze. A teraz kolejna, żeby się z tego dołu podnieść. Widzę po chłopakach - już odczuli, że jesteśmy na dnie. Przed sezonem były buńczuczne zapowiedzi awansu do pierwszej ligi. W poprzednich sezonach zawodnicy zagrali życiówki, najlepsze w karierze. Wiedziałem, że ciężko będzie to powtórzyć. Naszym celem jest teraz utrzymanie w lidze”.
Przed meczem z Legionovią Błękitni zajmowali ostatnie miejsce w tabeli drugiej ligi. Opuścili je, bo udało im się wygrać 2:1, ale nadal są w strefie spadkowej. To było pierwsze zwycięstwo w tym sezonie na wyjeździe, więc z szatni gości dochodziły szaleńcze odgłosy radości.
Być może łatwiej zrozumieć jakim sukcesem dla Błękitnych było zwycięstwo w Legionowie, gdy posłucha się trenera Kapuścińskiego:
„To jest zupełnie inna drużyna od tej, która grała w pucharach i była blisko awansu do pierwszej ligi w ubiegłym sezonie. Jej połowy nie ma: Poczobut gra w Bytovii, Kosakiewicz w Chojniczance, Fadecki cały czas kontuzjowany, Wawszczyk ma złamaną nogę, Wojtasiak też praktycznie nie gra… Ale jak wrócą brakujące klocki do układanki, na pewno będzie dobrze”.
Nie odbierając mu wiary w odmianę losu, jednego można pozazdrościć. Biorąc pod uwagę polską piłkarską rzeczywistość, mało prawdopodobne, by jakiś trener wytrzymał do końca rundy jesiennej na swoim stołku, gdyby jego drużyna zamykała tabelę. Kapuściński jest jednak spokojny o posadę:
„Życzyłbym każdemu takiej współpracy na linii zarząd - trener. Prezes wie, że w ubiegłym sezonie zrobiliśmy coś, czego przez kolejnych siedemdziesiąt lat pewnie nikt w Stargardzie nie powtórzy. Zrobiliśmy coś z niczego, z małym budżecikiem, z chłopakami z regionu. Teraz przyszedł kryzys, ale mam nadzieję, że się z niego wydostaniemy...”
▬ ▬ ● ▬