2015-11-06
Milikowi do towarzystwa?
Czwartkowe mecze Lecha i Legii w Lidze Europejskiej świadczą o słabości polskiej piłki. Nawet nie ich wyniki, ale sposób komentowania dwóch porażek.
W poprzedniej kolejce Lech pokonał na wyjeździe Fiorentinę, co przyjęto wręcz entuzjastycznie, a Legia zremisowała u siebie z Brugią. W czwartek znów zagrały z tymi samymi przeciwnikami, tylko goście i gospodarze zamienili się rolami. Legia przegrała 0:1 w Belgii, Lech 0:2 w Poznaniu.
Szanse Legii na awans zmalały prawie do zera, Lech znacznie je ograniczył. Czyli generalnie klapa. Ale słuchając i czytając znaczną część pomeczowych komentarzy, można dojść do wniosku, że było całkiem nieźle.
Jeśli porównać przebieg gry w obu meczach z tymi z poprzedniej kolejki, rzeczywiście były teraz bardziej wyrównane. Wtedy i Belgowie, i Włosi rządzili na boisku. I co z tego, skoro Lech odniósł sensacyjne zwycięstwo, a Legia zanotowała remis? Ano to, że w piłce liczy się przede wszystkim skuteczność. Kogo obchodzi ile Legia stworzyła sobie w drugiej połowie meczu w Brugii okazji do strzelenia bramki? Kogo interesuje, że Lech próbował nie tylko się bronić z Fiorentiną? To jest zawsze pocieszanie typowe dla słabeuszy. Zwycięzcy po wygranych meczach tłumaczyć się nie muszą.
Skoro trener Legii Stanisław Czerczesow twierdzi, że jego drużyna nie zasłużyła na porażkę, podpowiem mu – to w takim razie w pierwszym meczu z Club Brugge w Warszawie nie zasłużyła na remis. Czyli bilans wychodzi na zero. Rosjanin nie musiałby się zastanawiać, czy Legia na te porażkę zasłużyła, gdyby miał lepszych zawodników, którzy potrafiliby wykorzystać chociaż z jedną ze stworzonych sytuacji. Bo to nie brak szczęścia, ale klasa piłkarzy decyduje.
Z takiego samego powodu Lech przegrał z Fiorentiną. Prawie całą pierwszą połowę grał uważnie, nie pozwalając rywalom na wiele. Aż Dariusz Dudka podarował im okazję do strzelenia bramki. Niepotrzebnie faulował tuż przed polem karnym. A Fiorentina ma piłkarza, Josipa Iličicia, który fantastycznie uderza piłkę z rzutu wolnego i... Strzał nie do obrony, dający prowadzenie. Lech takiego piłkarza mieć nie może, bo rynkowa wartość Słoweńca to znacznie więcej niż połowa jego rocznego budżetu.
I jeszcze temat piłkarskich skautów, który pojawił się przy okazji meczu Legii. Zanim się zaczął z wielkim podnieceniem, tak wyczułem, kolportowano informację, że aż 39 przedstawicieli europejskich klubów zasiądzie na trybunach stadionu, by obserwować piłkarzy hasających po boisku. Ciekawy jestem kto z Legii podobał się skautowi Barcelony, bo taki też znalazł się na liście. Niedawno przecież ten klub „kupował” Arkadiusza Milika. Może teraz dokupią mu jakiegoś rodaka?
▬ ▬ ● ▬