2016-02-27
Lojalność nagrodzona!
Gianni Infantino został nowym prezydentem FIFA. Trudno ten wybór uznać za niespodziankę. Był przecież jednym z faworytów w piątkowych wyborach.
Mógł mu zagrozić tylko szejk Salman Bin Ebrahim Al-Khalifa z Bahrajnu, prezydent azjatyckiej konfederacji piłkarskiej. Tak przynajmniej wynikało z przedwyborczych spekulacji, które w pełni się potwierdziły w przeprowadzonym w Zurychu głosowaniu. Obaj faworyci przeszli do drugiej tury, w której Infantino wygrał stosunkiem głosów 115:88.
Zwyciężył człowiek z UEFA, czyli konfederacji, której członkiem jest PZPN. Teoretycznie więc takiemu piłkarskiemu średniakowi jak Polska przynajmniej nie powinno się pogorszyć. To akurat w tej rozgrywce najważniejsze, bo znajduje przełożenie choćby na liczbę miejsce dla reprezentacji z poszczególnych kontynentów w finałach mistrzostw świata.
Choć to jednak nic pewnego. Infantino sam o niczym nie decyduje. Do końca nie wiadomo komu co obiecał, by go wybrano. Tu zaczyna się polityka w najczystszej formie z wszelkimi jej (niestety głównie negatywnymi) konsekwencjami. Dlatego spokojnie poczekam na rozwój wypadków.
Cieszę się, że szefem FIFA nie został Al-Khalifa. W Zurychu w dniu wyborów zorganizowano demonstrację, której uczestnicy oskarżali go o współudział w zatrzymaniu i torturowaniu uczestników demokratycznych demonstracji w 2011 roku. Ten wszystkiemu zaprzecza, ale to byłby dramat, gdyby po wszystkich aferach, jakie wstrząsnęły FIFA w ubiegłym roku, jej nowy prezydent był skażony tak poważnymi zarzutami już na starcie, ciągnącymi się za nim bez końca.
Infantino ma czyste konto. Jest dobrze znany i, takie odnoszę wrażenie, dość dobrze postrzegany. Jako sekretarz generalny UEFA w ostatnich latach był zawsze na pierwszej linii przy okazji wszystkich ważniejszych imprez piłkarskich organizowanych w Europie. Na pewno nie będzie figurantem, ma ogromne doświadczenie w działaniu. To powinno gwarantować płynne funkcjonowanie FIFA, bez żadnych tąpnięć związanych z przejęciem władzy.
Szwajcar został kandydatem na szefa FIFA tylko dlatego, że jego dotychczasowy szef, Michel Platini, z powodu zarzutów korupcyjnych został zawieszony. Nie mógł więc ubiegać się sam o prezydenturę. Liczył jednak, że zostanie szybko odwieszony, a wtedy lojalny Infantino, który w tym czasie zbierze potrzebne w wyborach poparcie, szybko się wycofa, mówiąc:
„Zamiast na mnie, głosujcie na Michela”!
Życie jednak dopisało przekorny ciąg dalszy tego sprytnie obmyślonego scenariusza. Platini powisi jeszcze kilka lat, a najtrwalsza okazała się prowizorka z jego lojalnym współpracownikiem w głównej roli. Właśnie za tę lojalność Infantino został nagrodzony przez UEFA, która popierała swojego człowieka, i przedstawicieli zrzeszonych w niej europejskich związków.
Usłyszałem wypowiedź Michała Listkiewicza już po wyborze nowego prezydenta. Stwierdził, że światowa piłka została w ostatnich latach zdrenowana przez najsilniejsze federacje i największe kluby. Przypomina to trochę system kolonialny. Trudno się z nim nie zgodzić. Dlatego jestem bardzo ciekawy jak nowy szef FIFA sobie z tym poradzi. Bo jeśli będzie na wszystko patrzył tylko z perspektywy tych najbogatszych z Europy, reszta świata może go spróbować przy najbliższej okazji wysadzić z siodła.
A jeszcze bardziej mnie ciekawi, jak Infantino poradzi sobie z zachowaniem transparentności we wszelkich działaniach FIFA. Zapowiedział odbudowę jej wizerunku, co po aferalnym okresie wydaje się oczywiste. Ale dla mnie oczywiste jest też, że w światowej piłce są zbyt duże pieniądze, by garnęli się do niej wyłącznie idealiści i harcerze. Infantino na pewno wie to jeszcze lepiej ode mnie.
▬ ▬ ● ▬