2014-08-25
Lepszy powrót niż ogony
Zobaczyłem terminarz i pomyślałem, że fajnie mieszkać w kraju, w którym na zakończenie kolejki w poniedziałek jest finał... Ligi Mistrzów. Albo prawie finał, można podyskutować.
W poniedziałkowy wieczór odbył się ostatni mecz Premier League. Manchesteru City rozprawił się z Liverpoolem wygrywając 3:1. Wątpię, by akurat te drużyny spotkały się w maju w finale Ligi Mistrzów. Ale z drugiej strony takiego scenariusza całkowicie wykluczyć się nie da. Gospodarze byli przecież uważani za jednego z faworytów rozgrywek w ubiegłym sezonie. Liverpool powinien w obecnym być jeszcze silniejszy, więc kto wie? A triumf w Lidze Mistrzów obiecał mu na dzień dobry nowy piłkarz - Mario Balotelli.
Mało brakowało, a zagrałby od razu przeciwko swojemu dawnemu klubowi. Wylądował jednak jeszcze na trybunach stadionu w Manchesterze. Stwierdził po powrocie, że wyjazd z Anglii był błędem. Czy ustrzeże się teraz błędów, które popełniał zanim wybrał się do Włoch? A czy można przewidzieć pogodę z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem? W obu przypadkach prawdopodobieństwo mniej więcej podobne.
Ale to już zmartwienie menedżera „The Reds” Brendana Rodgersa. Zapłacił za Włocha szesnaście milionów funtów. Wielu się zastanawia dlaczego z własnej woli sprowadza sobie na głowę pewne kłopoty? Może dla równowagi? Pozbył się Suáreza, będzie miał Balotelliego.
Oto problemy bogaczy. Jeszcze większe ma Manchester United. Nie wygrał dwóch pierwszych meczów, o czym było wczoraj, więc kupuje Di Marię za tyle, za ile przeżyłoby sezon trzy czwarte klubów polskiej ligi!!! Tylko pozazdrościć tych problemów.
Jeden z naszych nieboraków w Premier League też ma problem. Marcin Wasilewski miał pod górkę w Anderlechcie, więc znalazł całkiem niezłą robotę w Anglii. Co prawda tylko w drugiej lidze, w Leicester City, ale udało mu się z nim awansować w tym roku do ekstraklasy.
Wszystko układało się w naprawdę piękną historię. Boiskowy walczak, który po koszmarnym złamaniu nogi wrócił do pełni sił, miał szansę na koniec kariery spełnić swoje marzenie i zagrać w Premier League. Kibiców w Leicester szybko kupił sercem do gry. Był wyróżniającą się postacią drużyny w całym sezonie, w którym ta wywalczyła awans. Przyszedł czas na nagrodę...
Przed tygodniem sprawdziłem wyjściowy skład Leicester City w inauguracyjnym meczu na własnym stadionie z Evertonem. Niestety Wasilewski nie podniósł się z ławki. Przykre, ale w tej lidze nie wychodzi się na boisko tylko za zasługi. W sobotę, w spotkaniu z Chelsea, znów to samo. Refleksja tym smutniejsza, że na murawie w barwach drużyny Polaka pojawił się niejaki Gary Taylor-Fletcher, o którym mówią już wszyscy. Zapracował na to wyhodowanym brzuszkiem, czyli na oko sporą nadwagą. Dlatego naśmiewa się z niego w internecie kto tylko może, z Cristiano Ronaldo na czele.
A Wasilewski chyba nie doczeka się na debiut w wymarzonej lidze. Tak bezwzględna bywa piłka. Nie ma wybacz dla nikogo. Jedyne pocieszające dla niego jest, że prawdopodobnie trafi do Anderlechtu, w którym spędził najlepsze lata kariery, więc wyląduje na dobrze znanym gruncie.
Tylko czy pocieszające? Bo skoro kiedyś mu w nim podziękowano za grę, czy teraz nie będzie to rozczarowujący powrót? Chyba jednak lepsza znów Bruksela niż perspektywa gry, w najlepszym razie, ogonów. Nawet w wymarzonej Premier League.
▬ ▬ ● ▬