2012-12-05
Ktoś pozdejmował opony
Jak podała „Rzeczpospolita” prokuratura zainteresowała się tym, co działo się w PZPN. To dobre i złe wiadomości dla nowego prezesa.
Istnieje niestety w tak zwanym społeczeństwie dosyć spaczone pojęcie na temat funkcjonowania dużych firm i organizacji podobnych do PZPN. Wszyscy tylko zazdroszczą (sport narodowy!) osobom na najwyższych stołkach, uważając, że wygrali los na loterii – służbowy samochód, komóra bez limitu, młoda sekretarka i jeszcze kasy jak lodu. Próbowałem kiedyś tłumaczyć tak myślącej osobie, że na przykład szef spółki z o.o. nie może robić co mu się tylko podoba, bo ma „ograniczoną odpowiedzialność”. Patrzyła na mniej jak na wariata przekonana, że to murowany sposób, by nakraść ile się da i zwinąć interes w odpowiednim momencie. Oczywiście cwaniaków nigdy nie brakowało i próbują nas orżnąć w każdym sprzyjającym momencie. Ale to jeszcze nie dowód, że nie ma na nich żadnego bata. Wbrew pozorom działalność PZPN w ostatnich latach, to też nie wielka czarna dziura, ale raczej temat mocno rozwojowy. Zainteresowanie prokuratury właśnie tego dowodzi.
Wysoka pensja prezesa, czy członków zarządu różnych spółek, ma być z założenia także rodzajem rekompensaty za wysoką odpowiedzialność jaką na siebie biorą. Bo istnieją sposoby, za pomocą których można ich złapać za łeb, nawet gdy na zawsze wyniosą się z wygodnych gabinetów i zdadzą służbowe telefony. Choćby zasada działania na szkodę firmy. Prosty przykład. Do zawartej umowy z miesięcznym okresem wypowiedzenia nikt się nie przyczepi. Ale jeśli ktoś podpisuje aneks z trzyletnim okresem wypowiedzenia, on wręcz cuchnie. Jeśli firma ma jeszcze słono zapłacić za każdy dzień takiego wypowiedzenia, wniosek może być jeden – działanie na szkodę firmy. Jeśli zostanie udowodnione, można domagać się od osoby podejmującej decyzję pokrycia strat. Gdyby znalazły potwierdzenie w faktach informacje pojawiające się w mediach, obawiam się, że Grzegorz Lato szybko nie będzie mógł zapomnieć o PZPN. Dziwię się tylko, że miał tak kiepskich doradców. A może był tak naiwny?
Czyli dobra informacja dla nowego prezesa Zbigniewa Bońka - może uda się odzyskać jeszcze jakąś kasę. Ale jest i zła. Jeśli ktoś nabył wiedzę o domniemanym szwindlu, musi się nią podzielić z organami ścigania. Czyli – jeśli Boniek, lub ktoś z jego ludzi, znajdzie w papierach PZPN jakikolwiek dowód na przekręt, musi iść z tym do prokuratury czy na policję. Gdyby chciał się wykazać wielkim sercem (gruba kreska – zamiatamy wszystko pod dywan i zaczynamy uczciwie od zera), może mieć problemy. Jako prezes powinien bezwzględnie dbać o interes firmy. Inaczej zostanie posądzony o działanie na jej szkodę. Nawet szlachetne intencje nie będą miały znaczenia. Czyli mówiąc wyjątkowo dosadnie – albo podkabluje, nawet byłego kumpla z boiska, albo za chwilę dobiorą się jemu do tyłka.
Ale czy ktoś obiecywał, że będzie łatwo? Życzliwi już przypominają Bońkowi – dostałeś skuter, to posuwaj. Na razie nie dość, że pod górkę, to chyba jeszcze ktoś pozdejmował opony. Kiedyś jednak z górki będzie na pewno. Musi...
▬ ▬ ● ▬