2025-02-16
Kto znalazł się w dołku?
W subiektywnym podsumowaniu tygodnia, właściwie ostatnich tygodni, o tym jak można postrzegać rzeczywistość w zależności, z której strony się spojrzy.
Przeczytałem komentarz po spotkaniu nazywanym „hitem” trwającej jeszcze kolejki Ekstraklasy i od razy z tyłu głowy pojawił się wcześniejszy sprzed dwóch tygodni. Chodzi o piątkowy mecz w Poznaniu Lecha z Rakowem Częstochowa. Gospodarze przegrali 0:1, co od razu znalazło odzwierciedlenie w tezie o ich kryzysie z takimi fragmentami już w tytule (za: igol.pl) - „poznański krajobraz po klęsce” i „Lech Poznań znalazł się w dołku”. A oto uzasadnienie:
„Lech rozmienił na drobne swoją pozycję absolutnego faworyta do mistrzostwa, którą wypracował sobie spektakularnymi zwycięstwami z Legią Warszawa czy Jagiellonią Białystok. Casus „Kolejorza” może być o tyle niepokojący, że w spotkaniach z Lechią, jak i Rakowem Lech Poznań nie potrafił być przekonujący. W grze wielkopolan trudno szukać optymizmu”.
Ale są jeszcze gorsze wnioski:
„Lech kolejne spotkanie z rzędu przegrał również taktycznie. W drugim spotkaniu z rzędu faworyt do zdobycia mistrzostwa Polski był na boisku drużyną zdecydowanie gorszą. To zarzut w stronę Nielsa Frederiksena – „Kolejorz” nie może załamywać się i tracić wizję na grę od razu, gdy rywal zdecyduje się na wyższy pressing i nie da poznaniakom swobody na wejście w tryb „całkowitego zniszczenia”. Ekstraklasa nauczyła się już pomysłów Duńczyka i wie, że Lechowi nie można pozwolić na swobodę”.
Czy to ten sam Frederiksen, którego jeszcze niedawno wychwalano pod niebiosa mnie mogąc się nachwalić jak odmienił Lecha? Od razu przypomniał mi się mecz sprzed dwóch tygodni w tym samym Poznaniu z Widzewem Łódź na inaugurację wiosennej części rozgrywek Ekstraklasy. Lech wygrał 4:1, co tak podsumowano (to samo źródło):
„Było to zwycięstwo pełne rozmachu, które pokazało, że kryzys z końcówki rundy jesiennej jest już tylko wspomnieniem. Piłkarze „Kolejorza” znowu zachwycali”.
Ale najbardziej smakowity jest ten fragment:
„Ekipa Nielsa Frederiksena zwyciężyła i zrobiła to w wyjątkowo widowiskowym stylu. Duński trener wyciągnął swoją ekipę z kolejnego dołka”.
Jak to więc możliwe, że wyciągnął „ekipę z kolejnego dołka”, skoro po dwóch kolejnych meczach ta znów „znalazła się w dołku”? Może to jednak redaktor produkujący kolejny tekst znalazł się w bezrefleksyjnym dołku?
Zastanawiam się, czy w przysłowiowym dołku, nawet dole, nie znajdzie się za chwilę Ekstraklasa SA? Bo to właśnie ta spółka stoi za komunikatem Komisji ds. Licencji Klubowych PZPN, który w piątek ponownie odwiesił Lechii Gdańsk licencję na grę w Ekstraklasie w obecnym sezonie. A została wcześniej ponownie zawieszona ponieważ (za: radiogdansk.pl):
„800 tys. zł – tyle Lechia miała zapłacić Ruchowi Chorzów za pierwszą z dwóch transz za transfer Tomasza Wójtowicza, który dokonał się pod koniec lipca ubiegłego roku. Termin wyznaczony był na dziesiątego lutego, ale drużyna z Gdańska nie była w stanie go dochować”.
Nie była, ale:
„Ostatecznie Ekstraklasa S.A sama wyciągnęła pomocną dłoń, realizując jej zobowiązanie. Stało się tak z prostego powodu – niedokończenie rozgrywek przez Lechię wiązałoby się z brakiem transmisji, ich brak z kolei z brakiem realizacji umów sponsorskich, zatem sama Ekstraklasa S.A straciłaby miliony.
Nieoficjalnie wiadomo, że środki popłynęły z transzy, która miała trafić do Lechii po zakończeniu sezonu z tytułu wyniku sportowego. Każdy z klubów już po zakończeniu rozgrywek otrzymuje proporcjonalne do zajętego miejsca gratyfikacje finansowe. Sam klub za to otrzyma po sezonie przelew pomniejszony o wspomnianą transzę za transfer Tomasza Wójtowicza”.
Gdybym był szefem innego klubu, który ma zaległości finansowe i nad głową potencjalną karę w postaci zawieszenia licencji, teraz też bym ich nie regulował. Po co? Prościej zwrócić się do spółki rządzącej Ekstraklasą, niech sama płaci. Przynajmniej do końca sezonu nie trzeba się martwić. A w kolejnych, może jeszcze w tym, przekonamy się jakie będą dalsze konsekwencje niebezpiecznego precedensu.
▬ ▬ ● ▬