Kto za co odpowiada?

Finał Pucharu Polski trwa w najlepsze. Końcowy gwizdek w poniedziałek był początkiem nowego meczu. Ale z piłkarskiego zmienił się w… ping-pongowy.

Komisja Dyscyplinarna PZPN podjęła decyzję o ukaraniu Lecha i Legii po pirotechnicznych pokazach na Stadionie Narodowym na początku tygodnia. Pierwszy klub musi zapłacić 250 tysięcy złotych, drugi 100 tysięcy. Kibice Lecha nie obejrzą meczów swojej drużyny na żywo w Pucharze Polski (odbędą się przy pustych trybunach) ani na wyjazdach w lidze przez cały przyszły sezon.

Jeśli ktoś myśli, że to koniec sprawy, bardzo się myli. Raczej jej początek, czyli pierwsza część nowego meczu, który potrwa nie wiadomo ile. Jedno jest oczywiste – zaczął się swoisty ping-pong, czyli przerzucanie odpowiedzialności za wydarzenia w finale.

Ukaranie obu klubów od razu nasunęło pytanie – czy to one powinny przede wszystkim odpowiadać, czy raczej organizator. A kto był organizatorem? PZPN oczywiście. Ale wcale oczywiste nie jest, że do winy się poczuwa.

W mediach pojawiła się informacja, że w jednym z samochodów, który miał „wjazdówkę” wydaną przez związek, na stadion próbowano przetransportować ponad pięćdziesiąt rac. Sekretarz generalny i rzecznik prasowy PZPN już zdążyli temu zaprzeczyć. To znaczy, że związek przymykał oko na ten szmugiel. Za chwilę być może pojawią się następne informacje o kierowcy samochodu (na razie na takie nie trafiłem). Potem pewnie wypowiedź delikwenta wszystkiemu zaprzeczająca.

Później rozkręci się, na razie tylko zasygnalizowany, wątek z pokryciem strat. Operator stadionu wycenił je na około sto tysięcy złotych. Gdy dokumenty wraz ze szczegółowymi wyliczeniami trafią do PZPN, ten ma się domagać ich pokrycia przez oba kluby.

Wtedy pewnie do pracy przystąpią prawnicy Lecha (już zapowiedział odwołanie od decyzji Komisji Dyscyplinarnej) i Legii, którzy być może spróbują udowodnić, że to związek, jako organizator, powinien te koszty pokryć.

Z pewnością zacznie się jeszcze szczypanie prezesa PZPN. Rzeczniczka Stadionu Narodowego Monika Borzdyńska już jednoznacznie się po nim przejechała udzielając wypowiedzi stacji TVN:

„Mogę przypomnieć ubiegłoroczny mecz finałowy, kiedy kibice obu drużyn wnosili race. Wtedy władze PZPN, a konkretnie pan prezes Boniek wystosował list do kibiców, w którym podziękował im za oprawę. Wskazał, że race mu nie przeszkadzają. My nie do końca cieszyliśmy się z ubiegłorocznego finału, bo także zanotowaliśmy straty. Ale jeżeli było przyzwolenie na wnoszenie materiałów pirotechnicznych, to trudno się dziwić, że tak się to skończyło”.

Znając pana prezesa wkrótce można liczyć na jego ripostę, a następnie prawdopodobny ruch drugiej strony...

Jeśli ten mecz po meczu skończy się przed przyszłorocznym finałem Pucharu Polski, będzie należało to uznać za sukces.

▬ ▬ ● ▬