Księga Rekordów Guinnessa i „Surkisiada”

Znalazłem w internecie dwie informacje. Z pozoru bardzo śmieszne. Gdy im się uważniej przyjrzeć, można jednak znaleźć drugie dno, raczej mało zabawne.

Artur Boruc trafił do Księgi Rekordów Guinnessa. Jeśli ktoś go jeszcze nie znał gdzieś na końcu świata, na pewno teraz już zapamięta. Trudno jednak oczekiwać od Polaka entuzjazmu z tego powodu.

Filmik z puszczoną przez niego bramką jest teraz bardzo popularny w internecie. Na jaką stronę nie wejdę, znajduję go gdzieś z boku jako szczególną atrakcję. Gdy spojrzy się na gola strzelonego z drugiego końca boiska, wygląda rzeczywiście zabawnie. Do czasu, gdy nie spojrzy się na to z perspektywy tego, który go puścił.

W listopadzie ubiegłego roku bramkarz Stoke City Asmir Begović zdobył gola już w 13 sekundzie meczu z Southampton kopiąc piłkę z rekordowej odległości 91,9 metra. W bramce drużyny gości stał właśnie Boruc.

Na filmiku widać brak koncentracji polskiego bramkarza, który za późno zareagował na piłkę lecącą w jego kierunku. Zdarzenie wydaje się zdecydowanie mniej śmiesznie, gdy weźmie się pod uwagę obecne perturbacje Boruca w jego klubie, Southampton FC.

W sierpniu sprowadzono tam Anglika Frasera Forstera z Celtiku płacąc za niego aż dziesięć milionów funtów. To dowodzi jak ważny dla Southampton musiał to być transfer. Jeden z moich znajomych, dobrze zorientowany w realiach holenderskiej piłki, twierdzi, że odstawienie Boruca nie było pomysłem nowego menedżera drużyny Ronalda Koemana. Decyzja zapadła w klubie jeszcze zanim Holender się w nim pojawił. Musiał ją tylko klepnąć i klepnął.

Zastępcy Boruca szukano już wcześniej. Przypominam sobie nawet jakąś informację z polskich mediów wyrażającą zdziwienie zainteresowaniem Southamptonu angielskim bramkarzem, czy też komentując to jako chęć stworzenia większej konkurencji dla Polaka. Okazało się jednak, że nie o konkurencję tu chodzi, ale o wymianę.

Borucowi do końca sierpnia nie udało się zmienić klubu. Na razie pozostał w Southampton, ale jego sytuacja jest więcej niż nieciekawa. W wywiadzie dla legia.com powiedział, że chętnie wróciłby do Warszawy. I dodał:

„Jeśli dostanę szansę, aby powalczyć w klubie o miejsce w bramce, dam z siebie wszystko. Do tej chwili jeszcze nie miałem takiej możliwości. Z niecierpliwością czekam na swój powrót do klubu i zobaczymy, na czym stoję”.

Obawiam się, że o szansę może być ciężko...

Zrobiło się mało śmiesznie, więc pora poprawić sobie nastrój. Okazją niech będą niedawne urodziny Hryhorija Surkisa, który czwartego września skończył 65 lat. Gdyby ktoś nie pamiętał – to człowiek, dzięki któremu Polska otrzymała EURO 2012 wspólnie z Ukrainą. Jego szerokie kontakty i wpływy, czyli szeroko rozumiany lobbing, podobno zadecydowały. Poza tym Surkis to biznesmen robiący interesy w różnych branżach, twórca potęgi Dynama Kijów, honorowy prezes ukraińskiego związku piłki nożnej i wiceprezydent UEFA.

Doceniam jego zasługi, ale kompletnie wymiękłem, gdy na stronie «Футбольный клуб» znalazłem poświęcony mu wiersz pod tytułem „Surkisiada”. Jedyne... czternaście zwrotek. Żeby nie było wątpliwości – został opublikowany na stronie piłkarskiej, nie poetyckiej.

Zaczyna się to tak [tłumaczenie własne]:

„Mój przyjaciel, zwolennik świętych reguł,
trochę czarownik, z lekka prorok,
w piłce czcić siebie wymusił
i lepiej wymyślić nie mógł.
Potomkowie Ewy i Adama,
zwolennicy Dynama!
Bez zbędnych przedmów
proszę pozwólcie mi wyjaśnić:
Hryhorij Surkis, kijowianin;
Poczęty w Odessie...”

Później w tle pojawia się nawet „radziecki wódz towarzysz Stalin”, który napluł „Stanom w twarz, ich hegemonię złamawszy”.

Intrygujący jest też fragment dotyczący Dynama, zanim przejął je Surkis:

„To był moment wyjątkowy -
ZSSR bez zbytecznych słów
oswobadzał się od niewoli
strażników więziennych - bolszewików.
Dziecko gliniarzy i kagebistów,
Dynamo wpadało z hukiem
w otchłań bezdennej nędzy”.

Jeszcze fragment ostatniej zwrotki o wspaniałym Hryhoriju:

„Czysty przed Bogiem i ludźmi;
Pewny stróż swojej rodziny”.

Chyba tyle wystarczy. Resztę każdy może sobie doczytać na własną odpowiedzialność, jeśli poczuje potrzebę. Przy tej radosnej twórczości harce nieformalnych rzeczników prezesa PZPN w polskich mediach są doprawdy niewinną igraszką...

▬ ▬ ● ▬