2020-06-13
Kiedy potrzebny jest kozioł ofiarny?
Michał Pazdan ocenił tych, którzy niezwykle krytycznie ocenili jego ostatni występ w reprezentacji Polski. Niby drobiazg, ale pozwala wyciągnąć ciekawy wniosek.
Ten występ miał miejsce we wrześniu ubiegłego roku w Lublanie w przegranym 0:2 eliminacyjnym meczu do mistrzostw Europy ze Słowenią. Przypomnę tylko, że nie mógł zagrać w nim Kamil Glik, dlatego na środku obrony wystąpił Pazdan właśnie razem z Janem Bednarkiem. I przypomnę jeszcze rozbudzone ponad miarę oczekiwania.
Różni mędrcy zaczęli snuć wizje zakończenia eliminacji bez straty punktu i nawet bramki. Życie brutalnie je zweryfikowało, dlatego komentarze po meczu przypominały sprawozdanie z końca świata, który właśnie przed momentem nastąpił. A w samym środku wydarzeń właśnie on, wtedy już piłkarz występujący od w lidze tureckiej, którego powołanie odebrano jako coś zupełnie naturalnego, czy wręcz z wielkim optymizmem (za: przegladsportowy.pl)
„Od zimy występuje w tureckim Ankaragücü i od tego czasu również regularnie pojawia się na murawie. 31-latek to jeden z tych zawodników, po których bez słów można rozpoznać, jak im się układa w klubie. Pazdan siedzący na ławce jest przygaszony, a ten grający przechadza się hotelowymi korytarzami z rozpromienioną twarzą. I taki właśnie zawodnik dotarł na zgrupowanie przed meczami ze Słowenią i Austrią”.
W udzielonym właśnie wywiadzie na końcu padło pytanie o mecz ze Słowenią i późniejsze odstawienie Pazdana od kadry (za: przegladsportowy.pl):
„Czuł się pan kozłem ofiarnym? Miał pan wrażenie, że zrzucono na pana winę za porażkę w spotkaniu ze Słowenią, mimo że cały zespół zagrał wówczas słabo?”
I odpowiedź:
„Każdy, kto czyta grę, mógł sam to sobie zinterpretować... I na tym skończę”.
Ja nie skończę, bo odpowiedź jest dość enigmatyczna. Za stratę drugiej bramki obwiniano właśnie Pazdana. A była to bramka (zdobyta w 65. minucie) przekreślająca praktycznie szansę na korzystny wynik w meczu. Polski obrońca dał się obiec zawodnikowi ze Słowenii, na pewno nie pozostając bez grzechu przy stracie gola. Nie to jest jednak najważniejsze w całej sytuacji.
Przypadek Pazdana posłużył mi za podstawę do sformułowania… twierdzenia. A brzmi ono następująco: wina piłkarza w danym meczu jest wprost proporcjonalna do (ponad miarę) rozbudzonych oczekiwań przed jego rozpoczęciem.
Oczywiście występ Pazdana ze Słowenią daleki był od perfekcji. Ale którego zawodnika w tym meczu nie był? Inni w innych meczach też popełniali błędy, czasami znacznie gorsze od tego wyżej opisanego. Ale być może nie chciano ich od razu wieszać tylko ze względu na otoczkę poprzedzającą boiskowe wydarzenia. Bo przed tymi w Lublanie oczekiwania wydawały się przekraczać granice rozsądku. Trzeba więc było znaleźć jakiś sposób na leczenie kaca. Pazdan nadawał się idealnie jako ofiara mająca w tym pomóc.
Tak samo, zdecydowanie gorzej (!), było przed dwoma laty z Robertem Lewandowskim po mistrzostwach świata w Rosji. Przy znacznie bardziej rozbudzonych oczekiwaniach, znacznie bardziej niesprawiedliwie i bez znieczulenia zbesztano po turnieju największą gwiazdę.
Dlatego moje twierdzenie ma mocne podstawy. Od razu zastrzegam sobie do niego wszelkie prawa autorskie!
▬ ▬ ● ▬