2019-08-27
Każdy ma swojego profesora
Coraz mniej zawodników powoływanych jest do reprezentacji Polski z rodzimej ligi. To nie jedyny przykład, że jej poziom niestety ciągle się obniża.
Właśnie przeczytałem, że piłkarz Legii Warszawa Igor Lewczuk zagrał z Rangersami „jak profesor” (za: przegladsportowy.pl):
„34-letni obrońca tym występem rozwiał jakiekolwiek wątpliwości, czy jego sprowadzenie na Łazienkowską było dobrą decyzją. Bo kiedy w czerwcu wracał do Warszawy, nie brakowało sceptycznych głosów dotyczących sensu przeprowadzania takiego transferu”.
Lewczuka można oprawić w ramki i powiesić na ścianie jako przykład typowego polskiego zawodnika w XXI wieku. Po występach w rodzimej lidze zagraniczny transfer, gdy tylko nadarzy się okazja. Z reguły za nieduże pieniądze (w przypadku Lewczuka milion euro), choć towarzyszy temu podniecenie, czy wręcz euforia, jakby z nowym klubem zdobył od razu kilka trofeów.
Potem dwa możliwe scenariusze. Albo udany początek, a następnie wyraźny zjazd. Albo od razu ławka, jakieś ogony i transfer (wypożyczenie) do innego klubu, oczywiście słabszego. Lewczuk przerabiał pierwszą opcję. W inauguracyjnym sezonie w Ligue 1 w barwach Girondins Bordeaux zaliczył 25 występów, w dwóch następnych odpowiednio 7 i 6.
Potem przychodzi czas na kolejny rozdział w karierze, czyli powrót do ojczyzny. I okazuje się, że ktoś, kto nie radził już sobie za bardzo na obczyźnie, radzi sobie jeszcze całkiem nieźle w rodzimej lidze. Patrz Lewczuk, który dostał właśnie nominację na profesora.
Następnym, który idealnie pasuje do tego schematu, jest Dominik Furman. Pomocnik Wisły Płock z pewnością należy do wyróżniających się zawodników Ekstraklasy. Niewielu może dorównać choćby precyzją i siłą uderzenia z dalszej odległości, szczególnie z rzutów wolnych. A jego wyjazd zagraniczny, nawet dwa, okazały się kompletną klapą. Najpierw dramatyczne statystyki we francuskim Toulouse, powrót do Polski i jeszcze gorsze podczas kolejnego wyjazdu, tym razem do Włoch – jeden występ w barwach Hellas Verona przez pół sezonu.
W opisany schemat wpisują się także inni piłkarze. Można, z lekką jedynie przesadą stwierdzić, że każda drużyna ma swojego profesora po zagranicznych przejściach. Filip Starzyński (Zagłębie Lubin), Paweł Bochniewicz (Górnik Zabrze) czy Rafał Wolski (Lechia Gdańsk) to tylko ci najbardziej znani grający obecnie w Ekstraklasie.
Jak to możliwe, że zawodnicy potrafiący sporo pokazać w polskiej lidze, nie są w stanie skutecznie powalczyć o miejsce w składzie nawet przeciętnego zagranicznego klubu? Możliwe, bo taka jest niestety różnica pomiędzy Ekstraklasą i najlepszymi zachodnimi ligami. Chyba niestety coraz większa, biorąc pod uwagę wyniki polskich drużyn w europejskich pucharach. Warto to sobie uświadomić, szczególnie w lecie, zamiast pisać o „kolejnej kompromitacji”. Warto też po ostatnich powołaniach Jerzego Brzęczka do reprezentacji. Z Ekstraklasy wziął tylko trzech...
▬ ▬ ● ▬