Już dali mu zadebiutować...

Rodzime media zachwycają się jednym piłkarzem. Na jego przykładzie doskonale widać jak niewiele potrzeba, by trafić do reprezentacji Polski.

Chodzi o pomocnika Lecha Poznań Antoniego Kozubala. Został powołany na najbliższe mecze reprezentacji w Lidze Narodów, czego media i różnego rodzaju eksperci domagali się od pewnego czasu. Po niedzielnym meczu z Legią Warszawa, w którym zdobył pierwszą bramkę w karierze w Ekstraklasie, wręcz się nim zachwycają. Były zawodnik Lecha Ryszard Rybak tak go ocenił (za: wp.pl):

„Rośnie nam, zachowując oczywiście proporcje, polski Xavi czy Iniesta. Mam tu na myśli oczywiście Kozubala w środku pola. Czapki z głów przed nim. Chłopak jest ciągle pod grą, z takim zawodnikiem obrońcom gra się super, bo zawsze można grać piłkę w drugą linię, on tam jest, on ją chce, on robi kilometry, zawsze jest do dyspozycji”.

Polski Xavi czy Iniesta? Porównanie mocne. Tylko czy nie za mocne? Niektórzy już dali mu zadebiutować w reprezentacji seniorów awansem wstawiając do składu na najbliższe mecze z Portugalią czy Szkocją. A przecież mowa o zawodniku, który niedawno skończył dwadzieścia lat i ma na koncie rozegranych ledwie kilkanaście meczów w Ekstraklasie i jedną zdobytą w niej bramkę.

Można stwierdzić, że bilans i tak lepszy od Maximilliana Oyedele, który ze skromniejszym dorobkiem dostał przed miesiącem szansę debiutu i już z kadry wypadł. Teoretycznie przez kontuzję, choć nie zauważyłem, by ktoś za nim tęsknił. Zauważyłem za to jak wcześniej został sponiewierany za swój występ.

Mam nadzieję, że jeśli Kozubal też zaliczy debiut w najbliższych dniach, będzie go zdecydowanie lepiej wspominał. Natomiast nie mam najmniejszej nadziei na poprawę bezrefleksyjnego postrzegania rzeczywistości przez współczesne media.

W tym samym czasie, gdy pomocnik L|echa kreowany jest na nową gwiazdę polskiej piłki, właściwie nikt nie próbuje go zestawić w kilkoma poprzednikami, również wcześniej tak postrzeganymi. Żeby nie wymieniać ich hurtowo, skoncentruję się tylko na jednym. Też pomocniku, też wychowanym w Lechu, też uważanym za wyjątkowy talent i też powołanym do reprezentacji przez Michała Probierza. Filip Marchwiński, bo o nim mowa, właśnie znów został wymieniony w kilku tekstach w ojczyźnie, choć nie ze względu na swoje boiskowe dokonania w barwach włoskiego Lecce (za: wp.pl):

„Po remisie z FC Empoli (1:1) pracę w US Lecce stracił trener Luca Gotti. W poniedziałek klub poinformował, że drużynę przejął Marco Giampaolo. To może być szansa dla Filipa Marchwińskiego, który u poprzedniego szkoleniowca praktycznie nie grał. (...)

Mamy październik, a tymczasem Marchwiński zagrał w jednym meczu Serie A. To było w 1. kolejce z Atalantą (przegrana 0:4), gdy dostał niespełna kwadrans. Wystąpił jeszcze w dwóch spotkaniach Pucharu Włoch i... słuch o nim zaginął”.

Zadebiutował w reprezentacji w październiku ubiegłego roku, zagrał w następnym meczu i koniec. Nikt nawet nie upomina się teraz o niego w kadrze, bo nie ma do tego najmniejszych podstaw. Choć gdy został przed rokiem do niej powołany, jego (za: sport.tvp.pl) „nominacji po efektownej grze w Lechu Poznań domagało się wielu ekspertów”. Być może tych samych, którzy ostatnio domagali się w kadrze Kozubala. Oby w jego karierze, po ewentualnym debiucie w reprezentacji, nie było takich zawirowań jak u Marchwińskiego.

▬ ▬ ● ▬