2017-04-19
...już by nie żył
Jeden z najbardziej rozpoznawalnych graczy żegna się z klubem, którego jest ikoną. John Terry z końcem sezonu na pewno odejdzie z Chelsea.
Gdybym miał wybrać zawodnika najlepiej odpowiadającego określeniu „typowy współczesny angielki piłkarz”, bez namysłu wskazałbym jego. Na pewno nie boiskowy wirtuoz, ale niezwykle solidny rzemieślnik na międzynarodowym poziomie. Przez całą karierę związany wyłącznie z Anglią. Twardziel nie odstawiający nogi ani nie uchylający głowy w żadnej sytuacji. Gdy padał na murawę, musiało stać się coś naprawdę poważnego. Co jakiś czas przytrafiała mu się afera na boisku lub poza nim. Czyli z punktu widzenia angielskich brukowców – piłkarz wręcz bezcenny.
Największe sukcesy osiągał z klubem, nie z reprezentacją, która za jego kadencji nigdy nie pełniła oczekiwań (raczej zdecydowanie zbyt wygórowanych) kibiców. A w tej reprezentacji grał z wieloma podobnymi do siebie – gwiazdami, które potrafiły błyszczeć głównie w Premier League. Razem w kadrze nigdy nie przekroczyli poziomu pozwalającego marzyć o medalowym miejscu na wielkiej imprezie. Oto John Terry - typowy angielski piłkarz swojego pokolenia.
Całe jego życie i kariera związana jest z Londynem. Urodził się i dorastał na wschodzie miasta w Barking, pośród typowej dla tej robotniczej dzielnicy szeregowej zabudowy. Miał się na kim wzorować. Z Barking pochodzi dwóch sławnych piłkarzy – Bobby Moore i Trevor Brooking. Obaj stali się legendami West Ham United. Stadion tego klubu Upton Park oddalony był o dwa przystanki metra.
Terry poszedł przetartym szlakiem. Jednak w odróżnieniu od sławnych poprzedników jeszcze jako junior zostawił West Ham przenosząc się do Chelsea, by stać się jej ikoną w najobfitszym w sukcesy okresie dla klubu. Zdobył z nim cztery tytuły mistrza Anglii, pięć razy puchar kraju, a także triumfował w Lidze Mistrzów i Lidze Europejskiej – żeby wymienić tylko te najcenniejsze trofea.
Trener Carlo Ancelotti, który zdobył z Terrym mistrzostwo i puchar Anglii w 2010 roku, powiedział:
„Jak Paolo Maldini w Milanie, on urodził się w tym klubie. I może w nim grać do czterdziestki”.
Prognoza nie sprawdzi się na pewno. Wraz z końcem sezonu, po dziewiętnastu latach od debiutu w zespole seniorów, Terry pożegna się z Chelsea przed czterdziestką (w grudniu skończy 37 lat).
Zawsze będzie mi się kojarzył z londyńskim klubem przede wszystkim poprzez jedną sytuację. W finale Ligi Mistrzów z Manchesterem United w 2008 roku po remisowym meczu o zdobyciu pucharu decydowały rzuty karne. Terry miał wykonywać ten w piątej serii. Ponieważ wcześniej spudłował Cristiano Ronaldo, gdyby zrobił to skutecznie, jego drużyna zdobyłaby Puchar Mistrzów.
Można się dopatrywać w tym swoistego symbolu. W najważniejszym momencie w historii klubu o zdobyciu po raz pierwszy najcenniejszego trofeum mógł zadecydować zawodnik będący jego prawdziwą ikoną. Trudno wymarzyć sobie lepszy scenariusz, ale...
Na stadionie na Łużnikach, na którym była sztuczna nawierzchnia, na finał położono naturalną murawę, by stworzyć obu drużynom jak najlepsze warunki. Boisko pozostawało jednak dalekie od ideału. Gdy Terry wykonywał karnego poślizgnął się w decydującym momencie na słabo przylegającej do podłoża nawierzchni. Uderzona przez niego piłka zamiast trafić do siatki, trafiła w słupek. Piłkarze Manchesteru United byli w zarządzonych dodatkowo seriach karnych skuteczniejsi i zdobyli puchar.
Piłkarzom Chelsea udało się to dopiero cztery lata później, znów po remisie 1:1 i serii rzutów karnych, gdy ograli Bayern w Monachium. Terry obserwował finał z trybun, bo musiał pauzować za kartki.
Równie bogatą biografię ma poza boiskiem, dlatego okrzyknięto go skandalistą. Do jego największych wyczynów należał romans z partnerką Wayne'a Bridge'a, czyli jednego z kumpli w Chelsea i reprezentacji. Carlos Tevez, grający wtedy w Anglii, wyznał szczerze, że gdyby Terry zrobił taki numer w Argentynie, już by nie żył…
W tym sezonie pojawiał się na boisku tylko symbolicznie. Ale jego wkład w największe sukcesy Chelsea na pewno symboliczny nie jest. Ponieważ Anglicy uwielbiają stawiać pomniki piłkarzom i trenerom, nie jest wykluczone, że pod stadionem Stamford Bridge najsłynniejszy obrońca londyńskiego klubu będzie miał taki jeszcze za życia.
▬ ▬ ● ▬