2014-02-04
Jose kpi i wygrywa, kpią też z niego
Zazdroszczę Anglikom. W poniedziałkowy wieczór, tak na deser kolejki ligowej rozgrywanej w weekend, mecz, który mógłby być finałem Ligi Mistrzów...
Może nawet będzie? Któż to wie? Manchester City i Chelsea grają przecież w jednej ósmej tych rozgrywek. Za dwa i trzy tygodnie staną do walki o ćwierćfinał. Teoretycznie drużyna z Londynu będzie miała łatwiejszego rywala – Galatasaray Stambuł. Jeśli Man City wyeliminowałby Barcelonę, na pewno poczułby się mocny. Na razie mocny mógł się poczuć niesforny Jose Mourinho, bo jego drużyna pomogła gospodarzom ponieść pierwszą porażkę w lidze w sezonie na City of Manchester Stadium.
Ten mecz zaczął się przed czterema laty na Santiago Bernabeu, gdy Mourinho przejął Real po Manuelu Pellegrinim. Stwierdzenie, że za sobą nie przepadają byłoby bardzo łagodnym opisem stanu rzeczy. Po pierwszym meczu obu drużyn w tym sezonie nie podali sobie nawet ręki. Precyzyjniej – Pellegrini nie chciał jej podać Portugalczykowi, o czym później poinformował nawet bez specjalnego zażenowania.
Tim Sherwood, menedżer Tottenhamu Hotspur, nazwał niedawno Manchester City najlepszą drużyną na świecie. Trzeba koniecznie dodać kiedy wygłosił ową teorię – przed tygodniem, zaraz po laniu 1:5, jakie ekipa Pellegriniego sprawiła jego zuchom na White Hart Lane. Sherwood niedawno dostał tam stałą posadę, ale szybko pojął jedną z prostych trenerskich zasad – po nokaucie chwal na wyścigi rywali i przekonuj, że nikt z nimi nie jest w stanie wygrać!
Na ten manewr nie dał się nabrać Mourinho, który miał grać z Manchesterem City w następnej kolejce, czyli wczoraj. To znaczy, że czuł się mocny, bo inaczej logiczniej byłoby rozwodzić się nad zaletami rywala. Przegrasz, okazał się za silny. Wygrasz, będziesz się mógł przechwalać podwójnie.
Pyskaty Portugalczyk wykpił jednak Sherwooda i Man City jako najlepszą drużynę, mówiąc z przekornym uśmieszkiem:
„Chyba, że dla niego świat kończy się na Anglii”…
Słowna szermierka stanowi od lat jeden z ulubionych sportów Jose. Gdy w poprzedniej kolejce po męczarniach Chelsea nie potrafiła zdobyć bramki w derbach Londynu z West Hamem (mimo ponad trzydziestu oddanych strzałów) i mecz zakończył się bezbramkowym remisem, uraczył dziennikarzy na konferencji prasowej specyficzną oceną wybitnie defensywnego występu rywali:
„To nie jest najlepsza liga świata, to piłka z XIX wieku”.
Od razu zarzucono mu hipokryzję i przypomniano jak sam „parkował autobus” w bramce, by dowieźć do końca korzystny wynik. Portal bbc.com poszedł znacznie dalej. Wystawił do walki z menedżerem Chelsea profesjonalistę, czyli historyka futbolu, profesora Matta Taylora. Ten całkiem poważnie potraktował zarzuty Mourinho i doszczętnie go obśmiał. Choć swój tekst zaczął jak na dżentelmena przystało:
„Jose Mourinho jest inteligentnym i dobitnie wyrażającym swoje myśli człowiekiem, zdolnym menedżerem, ale nie historykiem”.
Następnie bardzo rzetelnie przeanalizował jak zmieniał się styl gry piłkarzy i drużyn w XIX wieku. Wniosek był oczywisty - Portugalczyk nagadał bzdur. Gdyby West Ham rzeczywiście prezentował wiekowy styl, najbardziej popularne ustawienie w epoce wiktoriańskiej wyglądałoby tak: 1-2-3-5. Czyli skrajnie ofensywne!
Profesor Taylor rzeczowo wypunktował więc Mourinho. Tak jak on w poniedziałkowy wieczór Pellegriniego, wygrywając 1:0. Dobra wiadomość - tym razem panowie podali sobie ręce po meczu! Tam, gdzie jest Jose, diabeł nigdy nie będzie się nudził. Kibice zresztą też.
▬ ▬ ● ▬