Jednak wsiadam...

Fot. Trafnie.eu

Piłkarskie mistrzostwa świata w Katarze zdecydowanie różnią się od wszystkich poprzednich. I z całą pewnością następnych takich już nie będzie.

Każdy ocenia oczywiście subiektywnie. Co innego jest najważniejsze na przykład dla kibiców, co innego dla VIP-ów, a co innego dla dziennikarzy. Z mojego punktu widzenia pierwszym kryterium oceny każdej wielkiej imprezy piłkarskiej, a miałem szczęście już kilka zaliczyć, jest bezproblemowa możliwość obejrzenia meczów, na które zamówiłem bilety.
Aby to zrozumieć krótki przewodnik dotyczący pracy dziennikarzy. Najpierw musiałem dostać akredytację. W tym celu należało się zwrócić do PZPN, który je rozdzielał. FIFA przyznała każdej z federacji określoną pulę. Jeśli dobrze pamiętam na Polskę przypadło 40 dla dziennikarzy (piszących i radiowych) oraz 10 dla fotoreporterów. Jeśli PZPN komuś taką przydzielił, szczęśliwiec czekał jeszcze na ostateczną akceptację FIFA. Byłem jednym z takich szczęśliwców i otrzymałem od FIFA specjalny numer rejestrowy, więc mogłem rozpocząć następne kroki związane z przygotowaniem podróży do Kataru.

Między innymi starać się o bilety na konkretne mecze, czyli gwarantowane miejsca na trybunie prasowej. To dla mnie NAJWAŻNIEJSZY element, poprzez który oceniam imprezę jeszcze zanim się… zacznie. No bo po to się przecież jedzie na mistrzostwa, by oglądać mecze. Jechanie ze świadomością, że na wiele nie dostało się wejściówek, jest mocno dołujące.

Wielkim zaskoczeniem było, gdy FIFA poinformowała dziennikarzy, że mogą ubiegać się o bilety na dwa mecze dziennie. Wszystko dzięki organizacji imprezy praktycznie w jednym mieście. Z całą pewnością następnych takich mistrzostw już nie będzie. Bo kto mógłby je w takiej formule zorganizować? Może Londyn? Ale sam o organizację nie wystąpi, tylko będzie częścią aplikacji angielskiej, może ewentualnie wspólnej brytyjskiej.

Wyjątkowe miejsce imprezy, poza oczywiście nietypowym terminem (listopad – grudzień, zamiast tradycyjnego czerwiec - lipiec), stanowi nowość czyniącą ją wyjątkową. Dziennikarze zawsze mogli obejrzeć najwyżej jeden mecz dziennie, nawet gdy teoretycznie względy logistyczne pozwalały na więcej. Dwa to niemal rozpusta biorąc pod uwagę nasilenie piłkarskich wrażeń. Muszę się pochwalić, że dostałem bilety na wszystkie mecze, na które aplikowałem, czyli aż 25! Do tego jeszcze wejściówki (trzeba się o nie starać oddzielnie) do Mixed Zony, gdzie można porozmawiać po meczu z piłkarzami. Jeśli oczywiście do któregoś uda się dopchać. O wejścia na konferencje prasowe już się nie starałem, bo nie może o wejście na nie starać się ktoś, kto na dany mecz dostał już wejściówkę do Mixed Zony. A ta z dwóch opcji wydaje mi się zdecydowanie ciekawsza.

Podbudowany tak przychylnym potraktowaniem ruszyłem na mecze. Na pięć z ośmiu stadionów można w Dausze i okolicach dojechać metrem, które składa się z trzech linii. Mieszkam zaledwie kilkaset metrów od najbliższej stacji, Hamad Hospital, Linii Zielonej. Do głównego centrum prasowego mam cztery przystanki, jeden więcej na stadion Education City, i jeszcze jeden na kolejny - Ahmad Bin Ali. Może z kilometr od hotelu znajduje się stacja Joaan położona na Linii Złotej. Z niej mogę dojechać na dwa kolejne stadiony – Kalifa International (trzy przystanki) i 974 (sześć). Prawie jak w bajce, jeśli porówna się realia poprzednich imprez, konieczność pokonywania długich tras pociągami czy samolotami.

Na dodatek organizatorzy przygotowali dla dziennikarzy specjalny transport. Na każdy stadion mogą dojechać na mecze bezpośrednim autobusem z głównego centrum prasowego, by po meczu, oczywiście na tych samych zasadach, do wspomnianego centrum powrócić. A gdy mecz się skończy i spieszą się na kolejny, są też przygotowane dla nich bezpośrednie autobusy z jednego stadionu na drugi!

To niezwykle ważne, bo gdy tysiące kibiców wylewają się ze stadionu, wejście do metra się zatyka. Musi, nie ma innej możliwości. Nikt nie wymyślił jeszcze systemu, który potrafiłby bez problemu natychmiast przetransportować taki tłum. Trzeba swoje niestety odstać, co trochę trwa, ale zorganizowane jej wyjątkowo sprawnie i nie widziałem żadnych problemów ze spokojnym wejściem do metra. Wtedy autobusy dla dziennikarzy okazują się wręcz zbawiennym wyjściem, bo pozwalają znacznie szybciej wydostać się z tłoku, czyli teoretycznie bez problemów zdążyć na kolejny mecz. Wszystko zorganizowane wręcz perfekcyjnie, ale…

Opisywałem już kilka razy problemy związane z podróżowaniem tymi autobusami. Stanowią prawdziwy koszmar. Szczególnie kurs do Lusail, dzielnicy położonej na północ od centrum, gdzie znajduje się największy stadion o tej nazwie. Dwa razy zaliczyłem tam spacer po trzy, cztery kilometry, bo kierowcy nie potrafił dojechać do celu (!!!), więc otworzyli drzwi i wypuścili pasażerów.

Są nimi cudzoziemcy zatrudnionymi tylko na dwa miesiące. Nie znają miasta i na pewno nie mają dobrej orientacji. Dziennikarze już to zauważyli, bo mieli podobne przygody do mnie. U wielu wykształcił się pewien nawyk. Gdy wsiadają do autobusu włączają nawigację w swoich telefonach, by kontrolować kierowcę. Kiedy zauważą na przykład, że jedzie w przeciwnym kierunku, podchodzą i pokazują mu, żeby zawrócił, czego byłem raz świadkiem. I kierowca był naprawdę wdzięczny za podpowiedź, bo chyba bardziej zestresowany swoją pracą niż dziennikarze faktem, że mogą się spóźnić na mecz.

Wymyśliłem nawet specjalny slogan dla zaistniałej sytuacji - wiesz gdzie wsiadasz, nie wiesz gdzie wysiądziesz! Nie sądzę jednak, by komuś w FIFA się spodobał. Na zarobek za prawa autorskie nie mam więc raczej co liczyć.

Mecze w fazie grupowej zaplanowano na następujące godziny: 13:00, 16:00, 19:00 i 22:00. Jeśli dziennikarze chcieli obejrzeć dwa i wybrali pierwszy, mogli wybrać też trzeci lub czwarty w kolejności. Nie mogli za to dwóch kolejnych. I słusznie, bo między nimi jest za mala przerwa, by zdążyć z jednego na drugi. W ostatniej rundzie fazy grupowe będą rozgrywane o 18:00 i 22:00. Biorąc pod uwagę jak wygląda przemieszczanie się po Dausze, będę musiał z jednego dziennie zrezygnować, by na ten drugi nie dotrzeć na drugą połowę. Dlatego nie obejrze na przykład spotkania Francji z Tunezją, bo kończy się zaledwie dwie godziny przed kolejnym Polski z Argentyną. Za duże ryzyko.

Ale żeby ktoś nie pomyślał, że narzekam, od razu wyjaśnię, że po prostu opisuję sytuację dokładnie tak jak wygląda. Od słodzenia są sprzedawcy w cukierni. Gdy coś mnie zirytuje, czy wręcz doprowadzi do szału, co podczas takiej wielkiej imprezy zdarzać się musi, od razu mówię sobie – ogarnij się i zobacz kim jesteś. Bo przecież oglądam po dwa mecze dziennie w wykonaniu najlepszych piłkarzy świata, potem mogąc jeszcze spróbować z nimi porozmawiać w Mixed Zonie. I chłonę tę niezwykłą atmosferę wielobarwnych trybun, raz falujących od ogłuszającego dopingu, to znów wybuchających euforią po strzelonej bramce. W samym środku tego wszystkiego jestem prawdziwym szczęściarzem!

Właśnie obejrzałem kolejny niezwykły mecz. Maroko ograło 2:0 Belgię. Trybuny pełne Marokańczyków (i kilkuset Belgów) szalały ze szczęścia. Wszystkiego opisać się nie da, warto było to przeżyć.

Kończę i spieszę się na następny mecz zapowiadający się jeszcze ciekawiej, w którym Hiszpania zagrają z Niemcami. Wsiadam do autobusu. Trochę się boję, bo nie jestem pewny gdzie dojadę, ale jednak wsiadam...

▬ ▬ ● ▬