2019-07-26
Jak w piosence Lipnickiej
Polskie drużyny odniosły trzy zwycięstwa w europejskich pucharach i to jednego dnia. Nie pamiętam, czy wcześniej się to zdarzyło, ale i tak słychać narzekania.
Myślałem, że po wyczynach rodzimych klubów w ostatnich sezonach, z bieżącym włącznie, logiczne wydaje się wyciągnięcie prostych wniosków. Skoro wszyscy naszych leją, czy nie należałoby mieć choć odrobinę pokory, spuścić nieco z tonu? Nic podobnego!
Czytając zapowiedzi przed czwartkowymi meczami można było odnieść wrażenie, że polska klubowa piłka to potęga! Bo jak inaczej zrozumieć sugestię, że jeśli Piast Gliwice nie pokona drużyny Riga FC, będzie kompromitacja? A niby dlaczego miałaby być? Że Łotysze są słabsi od poprzedniego rywala mistrzów Polski, BATE Borysów? A jakie to ma znaczenie? Przecież naszych lały już słabsze drużyny.
Na czym miałaby się opierać wiara w wyższość Piasta nad Rigą? Na szczęście trener Waldemar Fornalik miał bardziej realistyczne podejście do rywala (za: przegladsportowy.pl):
„Wielu widzi nas w kolejnej rundzie i to może być złudne. Uczulam zawodników, że to niewygodny przeciwnik. W eliminacjach Ligi Mistrzów drużyna z Rygi nie straciła bramki z Dundalk, przegrała po rzutach karnych. Ten zespół ma swoje atuty, dobrze wykonuje stałe fragmenty i jest tam kilku wartościowych zawodników, w tym chociażby Deniss Rakels z przeszłością w ekstraklasie. Mają umiejętności, a więc musimy być skoncentrowani oraz przygotowani jak do najważniejszych starć ligowych”.
Bo Riga FC to prawie nasz ligowiec. Ma w składzie aż ośmiu zawodników występujących wcześniej w polskich klubach, z najbardziej znanym Rakelsem właśnie, choć do europejskich rozgrywek zgłosiła tylko sześciu z nich. Dlaczego ewentualne niepowodzenie z nimi miałoby uchodzić za kompromitację?
Dlatego wygraną Piasta 3:2 uważam za bardzo cenną, nawet biorąc pod uwagę fakt, że jego piłkarze sami strzelali sobie bramki. To pierwsze zwycięstwo tego klubu w historii występów w europejskich pucharach, więc choćby to powinno dawać sporo do myślenia.
Podobne oczekiwania wysuwano także do Legii. Że już nie ma czasu na błędy? A niby dlaczego? Czy Finowie z Kuopion Palloseura to siatka ogórków? W pierwszej rundzie wyeliminowali zespół z Białorusi, czyli kraju, którego inny przedstawiciel odprawił z pucharów Piasta.
Gdy po zremisowanym przez Legię wyjazdowym meczu, którego nie oglądałem, z drużyną Europa z Gibraltaru wybuchła histeria, w rewanżu zauważyłem, że jej rywale graja w piłkę, a nie tylko przeszkadzają gospodarzom. To nie byli jacyś połamańcy, ale drużyna próbująca walczyć na miarę swoich możliwości. Zresztą Gibraltar przeskoczył już w rankingu UEFA Irlandię Północną! Może więc najwyższa pora otrzeźwieć i trochę z większą pokorą patrzeć na przyjezdne drużyny w pucharach? Szczególnie w tak prowincjonalnym piłkarsko kraju, jak Polska.
A poza tym co prezentuje teraz Legia? Jej trener prosi o cierpliwość. Czyli, wbrew zapowiedziom czy raczej pobożnym życzeniom, to jest ciągle czas na błędy i obawiam się, że nawet dość poważne. Jak te w meczu z Pogonią. Dlaczego Legia w ciągu czterech dni miałaby przejść nagle metamorfozę? Przecież w takim nastawieniu ewidentnie brak logiki.
Potwierdził to mecz z Kuopion Palloseura. Legia wygrała 1:0, ale jej piłkarze zostali po końcowym gwizdku wygwizdani. Największy paradoks polega na tym, że choć goście z Finlandii nie pokazali niemal niczego godnego uwagi, powinni ten mecz zremisować. Nie wykorzystali jednak wybornej okazji. Skoro nie wykorzystali, ich problem. A ich trener i tak był zadowolony, nawet bardzo, z wyniku „na trudnym terenie i w trudnych Warunkach”. Legia naprawdę miała szczęście, że trafiła na zespół nastawiony tak minimalistycznie.
Trzeciemu z pucharowiczów, czyli Lechii, dawano nieco większy margines błędu. Jednak duńskie Bröndby w porównaniu z gdańskim klubem, mającym niemal zerowe doświadczenie w europejskich pucharach, działało trochę na wyobraźnie, więc nikt o ewentualnej kompromitacji czy braku czasu na błędy nie miał odwagi wspominać. Trener Piotr Stokowiec doceniał klasę rywala, ale się go nie bał i mówił nawet, że mecz z nim „zweryfikuje jego półtoraroczną pracę w Lechii”.
Zweryfikował pozytywnie, bo Lechia wygrała 2:1 i chyba odniosła najcenniejsze zwycięstwo z polskiej pucharowej trójki. Trudno jednak zachłystywać się trzema wygranymi jednego dnia. Nie tylko dlatego, że to wygrane tylko jednobramkowe. Za tydzień cała trójka może awansować do trzeciej rundy albo odpaść. Jedyne co pewno, jak śpiewała kiedyś Anita Lipnicka, że naprawdę „wszystko się może zdarzyć”...
▬ ▬ ● ▬