Jak długo można się oszukiwać?

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Polski wygrała drugi mecz w eliminacjach do mistrzostw świata i z kompletem punktów zajmuje pierwsze miejsce w grupie G. Jednak…

W poniedziałkowy wieczór pokonała w Warszawie Maltę 2:0. We wcześniejszych czterech meczach z tą reprezentacją cztery razy wygrywała nie tracąc nawet bramki, a sama nastrzelała ich aż trzynaście. Bazując na medialnych zapowiedziach, wszyscy bez wyjątku oczekiwali nie tyle zwycięstwa, które miało być obowiązkiem, ale „przekonującego zwycięstwa”, mającego zrekompensować negatywne odczucia po „zwycięskiej żenadzie”, jak nazwano piątkową wygraną 1:0 z Litwą na inaugurację eliminacji.

Polska pokonała Maltę po dwóch bramkach Karola Świderskiego, co raczej nie zostało odebrane jako sukces. Do takich dochodzę wniosków po zgrubnej lekturze tytułów pomeczowych tekstów i komentarzy. Ja bym jednak nie narzekał z kilku powodów. Po pierwsze, mimo wszystko wygrała pewniej niż z Litwą. Nie tylko dlatego, że strzeliła jedną bramkę więcej. Strzeliła ją już w pierwszej połowie po niecałej pół godzinie gry. Po nieco ponad pięciu minutach po przerwie dołożyła drugą, więc nie było takiej nerwówki jak z Litwinami, gdy do końca należało drżeć o zwycięstwo.

Po drugie, Polska zdobyła na inaugurację eliminacji sześć punktów, co uważano za obowiązek i ten obowiązek spełniła. Do tego napłynęły korzystne informacje z Wilna, gdzie Litwini zremisowali 2:2 z Finami, czyli potencjalnymi, tak się przynajmniej wydaje, rywalami do walki o drugie miejsce w grupie nagradzane prawem gry w barażach. Od niedzieli już wiadomo, że skład tej grupy uzupełniła Holandia, ale moim zdaniem będzie poza zasięgiem w walce o jej wygranie, czyli bezpośredni awans. Bo trzeba w ocenie możliwości kierować się zdrowym rozsądkiem, a nie sercem.

I ten zdrowy rozsądek po meczu z Maltą podpowiada, że nie ma co narzekać na styl gry polskiej drużyny, bo zagrała na SWOIM POZIOMIE. Jeśli ktoś uważa inaczej, gratuluję optymizmu, ale jednocześnie zapytam – jak długo można się oszukiwać? Ciągle słyszę, że ma zrobić postęp, słyszę o oczekiwaniu na ładniejszy (bardziej ofensywny) styl gry. Ale ile można czekać? Skoro tych oczekiwań od lat nie jest w stanie spełnić, czyż nie czas, by wreszcie przewartościować oczekiwania?

Wydaje mi się, że Malta okazała się trudniejszym rywalem, niż wielu oczekiwało. Bazując na jej pozycji w rankingu FIFA (162 miejsce) myśleli, że do Warszawy przylecą przysłowiowe „florki” starające się tylko przeszkadzać w grze naszym orłom. I to oni już w szóstej minucie pierwsi oddali groźny strzał na bramkę Łukasza Skorupskiego, który na szczęście zachował czujność i wybił piłkę na rzut rożny. A tym strzałem popisał się Ilyas Chouaref grający w szwajcarskim Sionie, czyli klubie, w którym na pewno nie powstydziło by się występować wielu naszych piłkarzy. Maltańczycy lepiej radzili sobie z rozgrywaniem piłki od Litwinów trzy dni wcześniej. Na szczęście nie stwarzali naprawdę groźnych okazji do strzelenia bramki.

Smutna refleksja jest taka, że wiele razy zawodnicy Michała Probierza mieli poważne problemy z wyjściem spod ich pressingu! Jak więc można oczekiwać nie wiadomo czego od drużyny, która nie potrafi poradzić sobie z tak elementarnym elementem gry na własnym boisku z rywalem, który teoretycznie ma służyć wyłącznie do dostarczania punktów?

W piłce skutecznie kreuje się sytuacje bramkowe dzięki prostopadłym podaniom przechodzącym przez linie broniących się rywali. A nasi nie potrafili zagrać dosłownie żadnej takiej piłki w światło pola bramkowego, czyli ten obszar, z którego najłatwiej i najpewniej można zakończyć zdobyciem gola tak skonstruowaną akcję. Starali się rozgrywać piłkę głównie wokół pola karnego i stwarzać zagrożenie ze skrzydeł.

Jeśli ktoś nie radzi sobie w tych elementach, tak ważnych dla przebiegu gry, z Maltą, jak można oczekiwać, że poradzi sobie z silniejszym rywalem, takim jak choćby Holandia? Jeszcze trochę się łudzę, mając nadzieję, że jednak coś się może poprawi po powrocie Piotra Zielińskiego, posiadającego zdecydowanie lepszy przegląd pola i potrafiącego popisać się odpowiednim prostopadłym podaniem.

Na wszelki wypadek profilaktycznie ostrzegam jednak z dużym wyprzedzeniem przed kolejnym meczem w eliminacjach w czerwcu z Finlandią w Helsinkach, by ktoś nie przeliczył się uważając, że trzy punkty będą obowiązkiem. Biorąc pod uwagę całokształt okoliczności i możliwości, uważam, że remis nie byłby taki zły.

▬ ▬ ● ▬