2019-12-17
Jak „przyjąłem” łapówkę!
W poniedziałek sąd we Wrocławiu uznał Ryszarda F., znanego w środowisku piłkarskim pod pseudonimem „Fryzjer”, winnym i skazał na 4,5 roku więzienia.
Zgodnie z wyrokiem sądu skazany założył i kierował zorganizowaną grupą przestępczą ustawiającą wyniki meczów piłkarskich w zamian za łapówki. To najsłynniejsza postać w gigantycznej aferze, która przed laty wstrząsnęła polską piłką (za: gazetawroclawska.pl):
„»Fryzjera« oskarżono m.in. o ustawianie meczów takich klubów jak Widzew Łódź, Zagłębie Lubin, Zawisza Bydgoszcz i Pogoń Szczecin. Prokuratura domagała się dla niego kary sześciu lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Ostatecznie Ryszard F. został skazany na 4,5 roku więzienia. Do tego otrzymał zakaz działalności w profesjonalnych rozgrywkach sportowych na 10 lat oraz musi zwrócić przyjętą korzyść majątkową w wysokości 25 tys. zł. Pozostałym z oskarżonych, którzy usłyszeli wyroki w poniedziałek, groziło od sześciu miesięcy (w zawieszeniu na dwa lata) do trzech lat pozbawienia wolności”.
Byłem nawet trochę zaskoczony wyrokiem, bo pogubiłem się w niezliczonych wątkach ciągnącej się latami afery korupcyjnej. Dlatego myślałem, że dawno już wszystko pozamiatano. Jak widać jeszcze nie do końca. Ważne, że oglądając obecnie mecze rodzimej ligi nie zastanawiam się - czy kupione?
Słysząc o wyroku sądu od razu przypomniałem sobie pierwsze spotkanie z „Fryzjerem”. Duże więzienie i małe domki – to Wronki. Doskonale pamiętam rymowankę o niewielkim miasteczku przez lata kojarzonym głównie ze wspomnianym więzieniem. Potem coraz bardziej zaczęto je kojarzyć z fabryką sprzętu AGD – Amica. A następnie z klubem piłkarskim o tej samej nazwie.
To właśnie w nim barwną postacią stał się „Fryzjer” zawdzięczający pseudonim swojemu zakładowi fryzjerskiemu działającemu w miasteczku. Poznałem go w październiku 1994 roku. Pojechałem do Wronek na mecz Pucharu Polski. Drugoligowa wtedy Amica grała też z drugoligową Wisłą Kraków.
Gdy tylko pojawiłem się na stadionie, „Fryzjer” wziął mnie w opiekę. Mało kto jeszcze wtedy go w Polsce znał. Dopiero budował swoją wszechwładną pozycję w rodzimym futbolu. Był niezwykle uprzejmy i uczynny, gotowy właściwie na każde zawołanie. Usiadł koło mnie na trybunie podczas meczu, którego przebieg dawał do myślenia. Po jednej z akcji nie wytrzymałem i zapytałem:
„Widział pan? Przecież to ewidentny faul! Jak sędzia mógł go nie zauważyć?”
A „Fryzjer”, z typowym dla siebie wdziękiem, odpowiedział:
„Nie, nie widziałem. Akurat głowę odwróciłem”.
Amica wygrała 2:0. Wtedy po raz pierwszy zapaliła mi się żółta lampka. Po meczu już nawet pomarańczowa. Piłkarz Wisła Stanisław Owca zapytał, wiedząc, że jestem dziennikarzem, czy widziałem co się działo na boisku. I poprosił, żebym dokładnie napisał, jeśli widziałem...
Gdy chodziłem po peronie dworca kolejowego we Wronkach czekając na pociąg do Poznania, dziwnie ciążył mi plecak na ramieniu. Jakby ważył zdecydowanie więcej niż kiedy wysiadałem na tym samym dworcu z pociągu.
W końcu postanowiłem zajrzeć do środka i wyjąłem… butelkę wódki. Znalazłem jeszcze klubowy proporczyk i miniaturową piłkę z herbem Amiki. Jakaś niewidzialna ręka, mogłem tylko domyślać się czyja, włożyła mi wszystko do plecaka. A tak dyskretnie, że niczego nie zauważyłem.
Uświadomiłem sobie, że „przyjąłem” łapówkę. Mam nadzieję, że zadziała już przedawnienie i na ławie oskarżonych sądu we Wrocławiu nie zasiądę. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że „łapówka” została wręczona bez mojej wiedzy i zgody, a poza tym nie zadziałała. W tekście dotyczącym meczu opisałem wszystko dokładnie, cytując wspomnianego Owcę.
A we Wronkach byłem jeszcze kilka razy. Po pierwszym spotkaniu z „Fryzjerem”, podczas kolejnych wykazywałem się już dużo większą czujnością.
▬ ▬ ● ▬