2014-09-01
Informacje z innej planety
Według mojej teorii właśnie rozstrzygnęły się tytuły mistrzowskie w sezonie 2014/15. Przyjdzie jeszcze czas na lekką korektę za cztery miesiące.
Pierwszy września był ostatnim dniem letniego okna transferowego. Czyli niezwykle pracowitym dla klubowych fotografów. Trzeba było uwiecznić każdego nowego grajka. Schemat raczej oklepany – główny bohater plus prezes (ewentualnie w zastępstwie trener), a przed nimi koszulka z nazwiskiem tego pierwszego. To jak stempel potwierdzający, że skończyły się spekulacje i transfer stał się faktem.
Informacje o zakupie największych gwiazd stały się w serwisach informacyjnych ważniejsze od wyników ostatnich meczów. Żyjemy w czasach komercji, więc największe transfery, poparte konkretnymi kwotami, stanowią ulubiony temat mediów na całym świecie.
Gdy włączyłem w poniedziałek rano telewizję, zobaczyłem na kanale Sky News dwóch reporterów wysłanych skoro świt pod ośrodki treningowe Manchesteru City i Arsenalu. Stali przed bramami wjazdowymi i przekazywali relację na żywo. Oba kluby, plus jeszcze Manchester United, zainteresowane były Kolumbijczykiem Radamelem Falcao. Prowadzący w studiu chciał usłyszeć od swoich reporterów kto go ostatecznie upoluje? Komu dają na to największe szanse?
Światem od pewnego czasu rządzi telewizja na spółkę z internetem, więc takie relacje nie powinny nikogo dziwić. Tak jak i większe podniecenie liczbą zer w piłkarskim transferze, niż rozstrzygnięciem konkretnego meczu ligowego.
Polska w tej rozgrywce nie jest nawet tłem. Po prostu w niej nie istnieje. Jeśli czytam, że Dossę Juniora chce kupić Sporting Lizbona, a wyceniany jest na milion euro, zastanawiam się jaki grajek w czołowych ligach mógłby tyle kosztować? Chyba nawet średnio zdolny junior kosztuje więcej. Mamy więc w Ekstraklasie takich piłkarzy, jak ceny jakie za nich płacimy.
Gdy przed tygodniem Angel Di Maria finalizował przejście z Realu do Manchesteru United, przeliczyłem jego transfer na budżety klubów Ekstraklasy. Okazało się, że za Argentyńczyka można przez sezon utrzymać trzy czwarte z nich. To już nawet nie jest inna transferowa liga, to wręcz inna piłkarska planeta.
Z Polski można jeszcze najwyżej sprzedać kogoś za średnią kasę. Za wielką już się nie da. Najlepsze zachodnie kluby mają tak rozwinięte siatki skautingu, że nie przeoczą żadnego talentu. A skoro nie przeoczą, pozwolą mu pograć tak długo, jak leży to w ich interesie. Robert Lewandowski jest tego najlepszym przykładem. Gdyby Bayern chciał go teraz sprzedać, zażądałby co najmniej dziesięć razy więcej, niż Borussia zapłaciła kiedyś Lechowi.
W tym wyścigu księgowych następuje jednak pewna zmiana. Wspomniany już reporter spod ośrodka Manchesteru City zaczął wyliczać warunki, jakie muszą być spełnione, by ten klub kupił Falcao. W skrócie – najpierw musi się pozbyć kilku zawodników, by znaleźć pieniądze na transfer. A wszystko za sprawą finansowego fair play, które wymyśliła UEFA. Według niego klubowe budżety muszą się bilansować. Możesz wydać tylko tyle, ile wcześniej zarobisz. Pewnie szejkowie z Abu Dhabi narzekają na oficjeli z Nyonu jeszcze bardziej niż Leśnodorski z Mioduskim.
Nie jest sztuką dużo zapłacić za piłkarza. Sztuką jest kupić takich, którzy rzeczywiście wzmocnią drużynę. Sztuką jest też zostawić w kadrze tych, co trzeba, zamiast się ich pozbywać. A największą, na samym początku, zatrudnić odpowiedniego człowieka na trenerskim stołku. To też rodzaj szeroko rozumianego transferu.
Kto dokonał właściwych wyborów? Mistrzowie już zostali dzięki nim wyznaczeni, tylko jeszcze o tym nie wiedzą. Przekonamy się w czerwcu. Choć teoretycznie wszyscy mają jeszcze szansę na dokonanie korekt na początku przyszłego roku, w zimowym oknie transferowym...
▬ ▬ ● ▬