2021-10-20
Idealne miejsce
Od kilku dni w mediach trwa dyskusja, czy trener Czesław Michniewicz zostanie zwolniony. Jednocześnie pojawiają się kandydatury jego następców.
Dawno temu ułożyłem sobie listę najbardziej wrednych zawodów związanych z piłką nożna. Otwierał ją bramkarz, potem był sędzia, a za nimi trener. Bramkarz jest jak saper, nie ma prawa się pomylić, więc zawsze znajduje się pod wielkim ciśnieniem. Odkąd wprowadzono VAR sędziowie nie są już poddawani tak wielkiej presji, dostali prawo do kontrolowanej pomyłki, więc na mojej liście wyprzedzili ich trenerzy. Obserwując jednak coraz większe szaleństwo ze zwalnianiem z byle powodu tych ostatnich, zaczynam uważać, że zawód trenera stał się najbardziej wrednym w piłkarskim fachu!
Wykonujące go osoby doświadczają takiej huśtawki nastrojów, że stałe wizyty u kardiologa powinny być dla nich obowiązkowe. Przykład Michniewicza najlepiej tego dowodzi. Jeszcze we wrześniu był ulubieńcem mediów gdy ograł Spartaka w Moskwie i, w swoim stylu, na konferencji prasowej po meczu otworzył jedną butelkę piwa z pomocą drugiej, pociągając łyka po stresującym spotkaniu wygranym w doliczonym czasie gry.
Potem stał się już niemal bohaterem, gdy ograł w europejskich rozgrywkach Leicester City. Tym razem równie medialnym podtekstem była kwestia chęci odbycia wcześniej stażu u prowadzącego drużynę gości Brendona Rodgersa, którego pokonał w Warszawie. Czytałem teksty wychwalające Michniewicza pod niebiosa jako fachowca potrafiącego idealnie poukładać w defensywie swoje zespoły.
Czyli co, kandydat na trenera roku w Polsce? Raczej kandydat, zaledwie po kilku kolejnych dniach, do odstrzału, bo jego Legia strasznie dołuje w rodzimej lidze. Stąd też cała dyskusja o potencjalnej dymisji. Wydaje się bardzo prawdopodobna. Do takich wniosków musi prowadzić analiza prostych faktów.
Odkąd Dariusz Mioduski został w marcu 2017 roku jedynym właścicielem Legii i zaczął mu niepodzielnie prezesować, zdążył już zwolnić pięciu trenerów! Na tej liście znaleźli się: Jacek Magiera, Romeo Jozak, Dean Klafurić, Ricardo Sá Pinto i Aleksandar Vuković. Najdłużej pracował ten ostatni, prawie półtora roku. Ostatecznie mówimy o prezesie, który twierdzi (za: sport.tvp.pl):
„Tarcie nie zawsze jest złe, bo może polepszać klub, trenera i jego sztab. Wszystko zależy od momentu".
Ze znalezieniem odpowiednich momentów do dymisji nie było raczej większych problemów.
Ponieważ pokora nie jest najsilniejszą stroną pana prezesa, dlatego nikt nie był w stanie go przekonać, że zatrudnienie Portugalczyka Sá Pinto jest aktem prawie samobójczym. A ponieważ nie posłuchał, zakończyło się katastrofą, co wielu przewidywało, poza Mioduskim oczywiście.
A kto pamięta rozdmuchaną medialnie „chorwacką opcję”? Sprowadzenie Jozaka i Klafuricia miało być elementem większej całości, czyli budowania akademii Legii na wzorcach Dinama Zagrzeb. Wzorce poszły w niepamięć wraz z pogonieniem obydwu.
Teraz czytam o idealnych kandydatach Mioduskiego na trenera Legii – Marku Papszunie czy Paulo Sousie. Chyba idealnych do szybkiego zwolnienia. Michniewicz przed rokiem też wydawał się tym idealnym. Tak bardzo, że musiał nawet w trybie pilnym żegnać się z reprezentacją młodzieżową.
Choć z drugiej strony posada w Legii jest idealna dla tych, którzy lubią dobrze zarabiać, krótko pracować i długo odpoczywać. Jeśli prezes Mioduski postanowi kogoś zatrudnić, jego wybraniec powinien wynegocjować jak najwyższy i najdłuższy kontrakt. Ponieważ na pewno zostanie pogoniony szybciej niż później, otrzyma okazję przebywania na długim i dobrze płatnym urlopie. Jeśli komuś taka opcja odpowiada, lepszego miejsca na jej realizację niż w Legii nie znajdzie.
Ja natomiast nie mam lepszej puenty od tej powtarzanej już wielokrotnie. Kto często zmienia trenerów, zatrudnia nie tych co trzeba. A skoro nie tych, co trzeba, to znaczy, że się na tym nie zna.
▬ ▬ ● ▬