2016-11-03
I tak na minusie
Legia zremisowała w Warszawie z Realem Madryt 3:3. Wbrew pozorom ten zaskakujący rezultat da się bardzo racjonalnie wytłumaczyć.
Gdy trener Jacek Magiera pojawił się na pomeczowej konferencji prasowej powitały go brawa. Brawami był też żegnany, gdy z niej wychodził. Oto dowód, że stało się coś niezwykłego. Remis jego drużyny ze sławnym Realem z pewnością można zaliczyć do tego typu wydarzeń. A Legia miała nawet szansę na zwycięstwo, prowadząc na kilka minut przed końcem 3:2.
Nie będę ściemniał, że takiego rezultatu się spodziewałem. Liczyłem najwyżej, że nie przegra tak wysoko jak w Madrycie (1:5). Biorąc pod uwagę wynik tamtego meczu, można by nawet zacząć się zastanawiać, czy to nie był jakiś cud. Żaden. Remis w Warszawie można niezwykle racjonalnie wytłumaczyć.
Real przywiózł do Polski tylko połowę podstawowego składu. Oczywiście z kontuzjami się nie wygra, ale drużyna nie lubi tak drastycznych operacji na żywym organizmie, nawet jak ma wielu gwiazdorów w kadrze. Szczególnie w obronie, a w niej nastąpiły największe roszady (brak Sergio Ramosa, Pepe, Marcelo), choć i tak nie stanowiła monolitu, tracąc w tym sezonie sporo bramek.
Do tego Zinedine Zidane, w którego trenerski geniusz miałem odwagę kiedyś zwątpić, puścił do boju aż czterech zawodników o zdecydowanie ofensywnej charakterystyce (Cristiano Ronaldo, Bale, Benzema, Morata). Magiera zdradził, że gdy zobaczył skład Realu wiedział, że w środku pola jego piłkarze będą mieli dzięki temu więcej miejsca, co potwierdziły boiskowe wydarzenia, choć nie od razu.
I wreszcie Real sam zrobił sobie problem strzelając… bramkę już w pierwszej minucie, zresztą przepiękną, autorstwa Garetha Bale’a. Nikt mi nie powie, że tak szybkie „napoczęcie” rywala, którego w pierwszym meczu zdemolował 5:1, podziałało mobilizująco. Tym bardziej, że w kolejnych minutach mógł kilka razy podwyższyć prowadzenie, strzelając w końcu drugiego gola. To był moment kluczowy. Real tym trafieniem dobił sam siebie, co potwierdził po meczu Bale mówiąc, że „drużyna straciła koncentrację”.
Konsekwencją tego była kontaktowa bramka Vadisa Odjidji, równie piękna jak Bale’a, zdobyta jeszcze przed przerwą. Czyli zapowiadająca emocje w drugiej połowie. Wtedy mecz jeszcze bardziej się otworzył, na boisku zrobiło się więcej miejsca, szczególnie w środku pola, więc zawodnicy Legii zaczęli coraz odważniej hasać po murawie, strzelając dwie bramki. Zidane zauważył, że padły nie tyle po błędach obrońców, co całej drużyny w grze defensywnej. Z pewnością, tylko dlaczego tak ją ustawił, dając na środku boiska więcej miejsca rywalom?
W końcówce Realowi udało się obronić remis, który nie stanowi dla niego powodu do dumy. Natomiast z pewnością stanowi taki powód dla piłkarzy Legii. Gdy przegrywali 0:2, potrafili się podnieść, zamiast grzecznie pozwolić się dobić kolejnymi bramkami. Szkoda tylko, że w środowy wieczór zamiast kibiców oglądali ich popisy wyłącznie dziennikarze i skromna grupa gości, którą UEFA pozwoliła wpuścić na stadion. Premia, jaką Legia dostanie za remis w Lidze Mistrzów, jedynie częściowo pokryje jej straty spowodowane grą przy pustych trybunach...
▬ ▬ ● ▬