2014-02-07
Genialny wyrobnik, franczyzobiorca
David Beckham został właścicielem klubu piłkarskiego w Stanach Zjednoczonych? Prawie wszystko się zgadza. Jest tylko pewna różnica…
Wiadomość, że jeden z największych celebrytów, a w przeszłości także piłkarz, ma swój klub podały media na całym świecie. Beckham tak umiejętnie wykreował własny wizerunek, że każdy jego ruch jest natychmiast nagłaśniany. A gdy pojawia się na wcześniej anonsowanej konferencji prasowej, relacja z niej musi być już wiadomością dnia.
W Miami zakomunikował trzystu dziennikarzom, że w mieście powstanie klub piłkarski. Właściwie powstaje, to już wiadomo. Reszta dopiero się rodzi, miejmy nadzieję, że nie w bólach.
Tak naprawdę Beckham stał się… franczyzobiorcą! Grupa inwestorów, na czele której stoi, przystąpiła do tworzenia klubu piłkarskiego. Ponieważ rzecz dzieje się w Ameryce, a tam wszystko kręci się trochę inaczej, więc i kluby tworzy się inaczej.
W 1996 roku wystartowała profesjonalna liga MLS (Major League Soccer). Sterowana jest centralnie, czyli udziela licencji nowym członkom na zasadzie franczyzy, a więc daje swój znak towarowy i określone prawa, ale nakłada też obowiązki. Na tej samej zasadzie działa na przykład sieć barów McDonald’s. Podobny model za oceanem sprawdził się już znakomicie w innych sportach, z którymi piłka nożna, zwana soccerem, musi ostro konkurować. NBA, NHL, NFL i MLB – to prawdziwe marki, jedne z najlepiej rozpoznawalnych w Ameryce. Każda firmuje profesjonalną ligę innego sportu – koszykówki, hokeja na lodzie, futbolu czy baseballu.
MLS, skazywana przez wielu na rychłe bankructwo już w chwili startu, ma się nadspodziewanie dobrze. Kilka klubów rzeczywiście nie przeżyło, ale na ich miejsce powstały kolejne. A będą następne, czego przykład z Miami najlepiej dowodzi. Co ciekawe jeden klub już w tym mieście działał w ramach MLS. Nazywał się Miami Fusion i zakończył żywot po mniej niż czterech latach w 2001 roku ze względu na problemy finansowe.
Zawsze uważałem Beckhama za genialnego wyrobnika. Mam na myśli tylko umiejętności czysto piłkarskie. Na boisku, a także poza nim zarobił fortunę. Czyli w biznesie wyrobnikiem nie był na pewno. Stał się jeszcze lepiej rozpoznawalną marką, niż amerykańskie profesjonalne ligi. Świetnie potrafi poruszać się po światowych salonach. Choć nigdy nie wiem czy sam, czy jako marionetka swojej żony Vicky.
Bez względu na to, na pewno nie byłby samobójcą (Vicky by nie pozwoliła), żeby pakować się w inwestycję, która nie miałaby najmniejszych szans powodzenia, czyli klub soccera w Miami. Nie wiadomo jeszcze jaką ten będzie miał nazwę. Z marketingowego punktu widzenia Beckham FC jest moim zdaniem nie do pogardzenia. Muszę ją jak najszybciej zastrzec, by później wynegocjować lukratywne warunki odsprzedaży. A dlaczego nie? Ameryka to brutalne zasady rynkowe. Nie ma się co litować…
Według wstępnych założeń klub ma przystąpić do rozgrywek w 2017 roku. Beckham marzy o ściągnięciu kilku prawdziwych gwiazd, ale też zapewnia, że będzie promował miejscowe talenty z akademii piłkarskiej. Przynajmniej w teorii wszystko ma więc ręce i nogi.
Teraz trzeba zmierzyć się z praktyką, czyli zbudować stadion dla przyszłej drużyny. Inwestorzy nie chcą popełnić tego samego błędu co ich poprzednicy z Miami Fusion. Wtedy drużyna grała na Lockhart Stadium wiele mil poza miastem. Słabo sprzedawały się sezonowe karnety, stanowiąc jeden z powodów upadku klubu. Wymarzona obecnie lokalizacja stadionu - w porcie, czyli w samym centrum miasta.
„To byłoby bardzo efekciarskie, typowo w stylu Miami. Ludzie tu takie rzeczy kochają” – podsumował miejscowy felietonista Dave Barry, cytowany przez oficjalną stronę internetową MLS.
Dopóki stadion nie powstanie, najbardziej efekciarski w Miami będzie bez wątpienia David – franczyzobiorca.
▬ ▬ ● ▬