2015-03-21
Dwieście tysięcy złotych dziennie
Mateusz Piątkowski stał się bohaterem mediów. Nie zawdzięcza tego jednak boiskowym wyczynom, ale swoim oczekiwaniom wobec pracodawcy.
Nie sądzę, by Piątkowski był dobrze znany każdemu kibicowi interesującemu się w Polsce piłką nożną, mimo że ma trzydzieści lat. W przypadku piłkarza należałoby dopisać „już” trzydzieści, bo to wiek przed ostatnią prostą w karierze. Napastnik Jagiellonii właśnie jest liderem klasyfikacji strzelców Ekstraklasy, więc ma swoje pięć minut. I chyba zrozumiał – teraz albo nigdy.
Zrozumiał już wcześniej, że to ostatni dzwonek, by się gdzieś dobrze wytransferować. Chciał odejść zimą do drugoligowego niemieckiego Erzgebirge Aue, ale Jagiellonia nie chciała przystać na proponowane warunki. Wtedy atmosfera w Białymstoku się zagęściła, przynajmniej na linii piłkarz – szefowie klubu.
Teraz Piątkowski słusznie kombinuje, że skoro nie pozwolili mu odejść, powinni lepiej zapłacić. I zapragnął podwyżki. Jak napisał „Przegląd Sportowy”, chciałby zarabiać 80 tysięcy złotych miesięcznie, czyli „tylko” cztery razy więcej niż zarabia.
Widać piłkarz się ceni. Ma prawo, to nie jest karalne. Musi tylko pamiętać, że wart jest tyle, ile ktoś zechce za niego (czy jemu) zapłacić. Nie sądzę, by tyle zapłaciła Jagiellonia, dlatego z tym większą ciekawością będę śledził rozwój wydarzeń.
Odkąd zaczęto zawodnikom płacić za kopanie piłki, chcą zarabiać jak najwięcej. To wynika z natury człowieka, nie ze specyfiki akurat tego zawodu. Dlatego trudno się dziwić, że Raheem Sterling, dwudziestoletni grajek z Liverpoolu, też chce więcej. I też chce wykorzystać swoje pięć minut. W grudniu zdobył przecież nagrodę „Golden Boy” (złoty chłopiec), przyznawaną przez włoski dziennik „Tuttosport”, dla najlepszego zawodnika młodego pokolenia.
Ma jeszcze dwuletni kontrakt z klubem. Zaproponowano mu niedawno jego przedłużenie i skromną tygodniówkę stu tysięcy funtów. Ale nie był zainteresowany. A mógł co siedem dni dostawać więcej, niż Piątkowski chciałby przez pół roku! Też mu było mało. W tym wypadku również z ciekawością będę śledził rozwój wydarzeń.
W przypadku Radamela Falcao już się sporo wydarzyło, a jeszcze sporo wydarzyć się powinno. Ostatniego dnia letniego okna transferowego został wypożyczony na rok z Monaco do Manchesteru United. Wydawało się wtedy, że trafił do raju. W angielskich mediach pojawiła się informacja, że będzie zarabiał tygodniowo 265 tysięcy funtów. Czyli, kto cierpi na skoki ciśnienia, niech lepiej dalej nie czyta – ponad 200 tysięcy złotych dziennie!!!
Minęło pół roku i Falcao zalewa się łzami, tak mu źle w Manchesterze. Twierdzi, że jest tam bardzo nieszczęśliwy. Pewnie chętnie wróciłby do Monaco, gdyby tylko tam tyle samo płacili...
Jaki z tego wniosek? Poziom niezadowolenia piłkarzy nie zależy od poziomu zarobków. To znaczy niezadowoleni są wszyscy – nikt nie zarabia tyle, ile chciałby zarabiać. Na szczęście niektórzy potrafią jeszcze przy okazji całkiem nieźle kopać piłkę.
▬ ▬ ● ▬