2017-07-29
Dwie połowy, cztery drużyny
We Wrocławiu odbył się mecz przyjaźni. Najbardziej przyjacielski dla gospodarzy okazał się bramkarz gości. Ale nie to było najważniejsze.
Jadąc na mecz uświadomiłem sobie, że będę brał udział w czymś wyjątkowym, Wzdłuż ulicy Lotniczej prowadzącej na stadion we Wrocławiu kibice rozwiesili transparenty mające zachęcać, by w piątkowy wieczór właśnie tam się wybrać. Argument był jeden – czterdziesta rocznica przyjaźni kibiców Śląska i Lechii Gdańsk. Właściwie mecz miał być tylko dodatkiem do święta na trybunach.
Przygotowano efektowną oprawę. Kibice przez cały mecz skandowali na przemian nazwy obu klubów. I jak zwykle w takich przypadkach spiker prosił, be nie odpalać rac. I jak zwykle było akurat odwrotnie. W Śląsku teraz czekają na ile PZPN wyceni święto na trybunach nałożoną karą. Ale to dodatkowy koszt funkcjonowania każdego klubu w Polsce, który ma sporo kibiców. Bo akurat Śląsk ma.
Jedno mnie tylko przeszkadzało. Za duży… stadion. Około trzynastu i pół tysiąca widzów na trybunach mogących pomieści ponad czterdzieści niestety nie wyglądało najlepiej, bo wyglądać nie mogło. Gdyby ten sam mecz rozgrywano na stadionie o połowę mniejszym, atmosfera na trybunach byłaby znacznie lepiej wyczuwalna. No cóż, Śląskowi nie pozostaje nic innego, tylko grać tak, by zapełnić kiedyś stadion, który dostał w spadku po EURO 2012.
Pierwsze minuty dowodziły, że są na dobrej drodze, by we Wrocławiu coraz więcej kibiców chciało ich oglądać. Po kilkunastu minutach prowadzili 2:0. A przecież byli przed trzecią kolejką teoretycznie najsłabszą drużyną z dna ligowej tabeli. To dowodzi, jak apelował trener Jacek Magiera, by nie oceniać po jednym meczu.
W piątek okazało się, że nie należy oceniać nawet po jednej połowie. W ciągu kilku minut drugiej Lechia zdobyła dwie bramki. Jak podsumował trener Śląska Jan Urban:
„Przysnęliśmy”…
Czyli były dwie połowy i cztery drużyny. Na końcu gra bardziej się wyrównała, a decydujący cios zadał Śląsk. I tu należy wskazać największego przyjaciela gospodarzy w meczu przyjaźni. Okazał się nim bramkarz Lechii Dusan Kuciak. Zaliczył dwa puste przeloty, czyli wychodząc do piłki tylko odprowadził ją wzrokiem, między innymi przy tej decydującym trafieniu.
Jego przeciwieństwem był kapitan gospodarzy Piotr Celeban, zaliczając dwa trafienia. Po meczu podsumował to między innymi stwierdzeniem:
„Wykonuję piękny zawód”.
Dodał też:
„W tym sezonie chcemy walczyć o coś więcej”.
Czy Śląsk rzeczywiście stać na wywalczenie miejsca dającego start w europejskich pucharach? Sam jestem ciekawy. Ale po jednym meczu, to już wiemy, nie należy nikogo oceniać...
▬ ▬ ● ▬