2017-04-08
Dwaj królowie
Polska piłka ma nowego władcę, raczej zaskoczonego wyniesieniem na tron. Za to inny król, raczej samozwańczy, został zdetronizowany.
Kto pamięta z jakiego zawodnika jeden redaktor postanowił zrobić piłkarza „fatalnego”? I jaką to zakończyło się awanturą? Bohaterem tamtego zdarzenia był Michał Kucharczyk. Przypomnę tylko w skrócie, że po meczu z Ajaksem w Lidze Europejskiej w lutym 2015 roku piłkarz Legii na uwagę o swoim fatalnym strzale, poczęstował dziennikarza stwierdzeniem:
„Sam jesteś fatalny”.
Wstawiłem się wtedy za nim, czy może raczej wziąłem w obronę w swoisty sposób, pisząc między innymi:
„Aż przychodzi taki mecz z Ajaksem i niektórzy mają pretensje do Kucharczyka, że nie jest, jakim według nich miał być. No, nie jest i nigdy nie będzie. Gra jak gra, najlepiej jak potrafi. Nie wymagajmy tylko, żeby grał tak, jak nie potrafi. Czy jest więc sens się nad nim znęcać? Może głównie po to, by leczyć własne frustracje?”
Odwdzięczył mi się z nawiązką swoją grą w ostatnim czasie. Bo znów gra, jak potrafi najlepiej. I dowiedziałem się właśnie, że to już nie jest żaden Michał Kucharczyk, ale „Kuchy King”! Jak widać życie nie akceptuje próżni. A już piłka nożna, choćby na średnim europejskim poziomi, w szczególności. W tej branży koronacje odbywają się często i z pompą. Naród potrzebuje futbolowych władców, by miał się kim zachwycać. Nawet takich, którzy jeszcze całkiem niedawno byli wyśmiewani.
Czyli obecnie „Kuchy King” już nie jest fatalny, jest gwiazdą Legii. Strzelił kilka bramek i okazało się, że to napastnik, jakiego klub szukał, a drużyna potrzebowała po zimowym przewietrzeniu szatni. Niech żyje nowy król! Zobaczymy jak długo będzie tak hołubiony.
Jedni siadają na tronie, inni muszą go opuścić. Do takiej właśnie abdykacji doszło w Sosnowcu. Sebastian Dudek jeszcze w grudniu był królem w szatni Zagłębia, choć raczej samozwańczym. Nie spodobał mu się trener Piotr Mandrysz („osoba, która nas prowadzi”), to trener został pogoniony przez prezesa.
Niestety w każdej firmie każdy powinien robić, co do niego należy. Gdy podwładny czuje się królem, niczym dobrym to skończyć się nie może. No i się nie skończyło. Dudek przetrwał w Sosnowcu Mandrysza ledwie cztery miesiące. Opisał to tak (za: katowickisport.pl):
„Moja rozmowa z prezesem trwała 10 sekund. Powiedział tylko, że rozwiążemy kontrakt. I wyszedłem. Nie widziałem sensu, aby dalej dyskutować. I tak ktoś podjął decyzję za mnie”.
Niech puentą będzie drugi cytat (za: sport.pl):
„Zdziwiłem się, bo człowiek dostał obuchem bez uprzedzenia. Ale w tym sporcie trzeba spodziewać się wszystkiego, nie można być pewnym następnego dnia. Dziwnie się teraz czuję. Jeszcze wczoraj szykowałem się na trening, a dziś ktoś się ze mną pożegnał”.
Powiedział to Dudek, ale równie dobrze mógł powiedzieć w grudniu Mandrysz. Ciekawy jestem, czy pierwszy potrafi wyciągnąć z tego jakieś wnioski?
▬ ▬ ● ▬