Drugoligowa Ekstraklasa

Fot. Mateusz Kostrzewa - legia.com

Polski piłkarz bohaterem! Miło czytać takie informacje, tym bardziej, że jego nazwisko ładnie się nawet rymuje. Gdyby tylko nie pewien drobiazg…

Michał Żyro, jak wielu rodaków, udał się w celach zarobkowych na Wyspy Brytyjskie. W odróżnieniu od nich ma jednak inny status i inne możliwości. Zarabia na życie kopaniem piłki. W dwóch pierwszych meczach ligowych strzelił trzy bramki. I został w ojczyźnie okrzyknięty bohaterem. Jego nazwisko ładnie się nawet rymuje z „hero”, co po angielsku znaczy „bohater” właśnie.

Żyro to niedoszły „nowy Lewandowski”. Tak reklamowała go Legia w śmiesznych pismach słanych do czołowych klubów w Europie w celu znalezienia nabywcy na atrakcyjny piłkarski towar. Większość ten pomysł obśmiała. Bo rzeczywiście zabawnie musi brzmieć teza o jeszcze nie odkrytym wielkim 23-letnim talencie w czasach, gdy piłkarscy giganci mają tak spenetrowany rynek, że podpisują umowy już z rodzicami dwunastoletnich dzieci.

Trudno się więc dziwić, że nikt nie dał się nabrać. Natomiast lepiej zorientowani od razu zauważyli, że był to tylko nieudany element rozgrywki między klubem a agentem zawodnika. Jak nie wiadomo do końca o co chodzi, może chodzić tylko o jedno.

Piłkarz od dawna chciał odejść z klubu. Legia od dawna, odrzucając kolejne oferty, chciała na nim zarobić tyle, ile zarobić nie miała szans. Jego kontrakt wygasał w czerwcu 2016 roku, więc postanowiła zarobić tyle, ile się jeszcze da. W grudniu zawodnik poleciał więc ze swoim agentem Cezarym Kucharskim do Anglii. Szybko sfinalizowano transfer wart około 350 tysięcy funtów. Żyro został piłkarzem Wolverhampton Wanderers.

Wejście miał znakomite. Nawet prezes Boniek, który, jak wiadomo, nie przepada za agentem Żyry, poświęcił jego zawodnikowi stosowny wpis na swoim profilu na Twetterze.

Czyli na razie Kucharski triumfuje. Bo sztuką jest sprzedać zawodnika tam, gdzie od początku świetnie się prezentuje. Trzeba mieć tylko odpowiednie rozeznanie co do jego możliwości i klasy drużyny, w której ma występować.

Ja bym jednak za wcześnie nie wyciągał wniosków. Pozwólmy, by Żyro trochę pograł w nowym klubie. Jeśli dalej będzie równie skuteczny, nie pozostawi nikomu wątpliwości, że znalazł się we właściwym czasie we właściwym miejscu. Dla piłkarza (choć nie tylko!) wręcz bezcenne...

Niestety muszę się przyczepić do pewnego drobiazgu, który jakoś wszystkim umknął. Otóż Żyro stał się bohaterem ostatnich dni dzięki wyczynowi w barwach angielskiego drugoligowego przeciętniaka. Wolverhampton Wanderers to słynny klub, ale sukcesy odnosił przed wiekami. Teraz marzy o awansie z The Championship do Premier League, co w tym sezonie wydaje się mało realne. Czyli wychodzi na to (patrząc na Żyrę), że Ekstraklasa prezentuje poziom zbliżony do angielskiej drugiej ligi.

Szefowie polskich klubów pewnie się obruszą stawianiem takiej tezy. Specjalnie dla nich kolejny świeży przykład. Jakub Kosecki świetnie sobie radzi od początku sezonu w barwach SV Sandhausen. Niestety to też tylko druga liga, ale niemiecka. Kosecki, tak jak i Żyro, był kiedyś czołową postacią w Ekstraklasie. I tak jak on trafił na swój odpowiedni klub, dlatego zbiera pochwały. W odróżnieniu choćby od Kamila Wilczka, nad którym się niedawno pochyliłem.

Dlatego puenta (patrz tytuł) nie jest budująca, ale czasami trzeba się zmierzyć z przykrą prawdą.

▬ ▬ ● ▬