Doniczka, whisky i opowieści sandałowe

Fot. Trafnie.eu

Tydzień bez szokującej dymisji trenera byłby tygodniem straconym. Przynajmniej w polskiej piłce. Ta kolejna jest jednak wyjątkowa, bo podwójna.

Już na samym początku poprzedniego tygodnia o podniesienie ciśnienia zadbał prezes PZPN, który nagle postanowił pozbyć się selekcjonera Jerzego Brzęczka. W kończącym się tygodniu była część dalsza jego działań związana z prezentacją nowego trenera polskiej reprezentacji, Paulo Sousy.

Grzechem byłoby nie odnieść się do opinii po konferencji prasowej z Portugalczykiem. Bo jak łatwo można było przewidzieć swoje mądrości ujawnił światu mój ulubiony ulubieniec, Jan Tomaszewski. Ustosunkowanie się do nich uważam wręcz za swój obowiązek. Pan znawca zawyrokował (za: onet.pl):

„W meczach z europejską czołówką pod wodzą Brzęczka chowaliśmy się za podwójną, a nawet potrójną gardą, żeby przegrać jak najmniej. To nie jest futbol na jaki stać najlepszego piłkarza świata, Roberta Lewandowskiego oraz naprawdę rewelacyjnych kadrowiczów, którzy występują w topowych europejskich zespołach”.

Szczególnie dwaj kluczowi w ostatnich latach zawodnicy reprezentacji, Kamil Glik i Kamil Grosicki, grają w naprawdę topowych zespołach. Pierwszy we włoskim Benevento, drugi w angielskim West Bromwich Albion. I oba oczywiście seriami zdobywają mistrzostwo swoich krajów i od lat nieprzerwanie występują w Lidze Mistrzów.

Niestety jest pewien problem, bo menedżer West Bromwich, Sam Allardyce, to chyba jakiś nierozgarnięty, skoro nie chce wystawiać w swojej drużynie „rewelacyjnego kadrowicza” z Polski. Mało tego – usilnie chce się go nawet pozbyć i to za darmo! Ale może i dobrze, bo na pewno pan Tomaszewski znajdzie mu miejsce w „topowych europejskich zespołach”.

Ale prawdziwą perełką jest ten fragment:

„My naprawdę musimy zrozumieć, że mamy naprawdę świetnych piłkarzy i nie możemy się obawiać nawet tych czołowych drużyn. My grajmy po prostu otwarty futbol. Uważam, że mamy cudowne, według mnie najlepsze pokolenie w polskiej piłce. Takiego nie miał nawet Kazimierz Górski. Takiej szansy nie można po prostu zmarnować”.

Ja już dawno zrozumiałem, że pan Tomaszewski nie zmarnuje żadnej szansy, by się skompromitować. Szkoda, że przepytujący go redaktorzy również skrupulatnie wykorzystują swoją szansę.

Teraz Michał Probierz, bohater kolejnej szokującej dymisji, nawet dwóch, w kończącym się tygodniu. Bo po sobotnim meczu ligowym z Wartą Poznań, przegranym 0:1, podał się do dymisji dwukrotnie, jako trener i jako wiceprezes Cracovii. Mądre głowy starają się dociec – dlaczego? Nie wierzą jego zapewnieniom, że poczuł się zmęczony po piętnastu latach wyczerpującej pracy. Nie chcą słuchać, że musi gdzieś wyjechać z rodziną, by odpocząć. Dopytują – dlaczego dopiero teraz, czyli po okresie przygotowawczym do rundy wiosennej, a nie po ostatnim meczu w grudniu?

Aż tak decyzją Probierza się nie podniecam, choć skłamałbym, że mnie nie zaskoczyła. Bardziej niż z konkretnymi ligowymi bojami kojarzę go z różnego rodzaju popisami na konferencjach prasowych przed lub po meczach. Choćby jego słynną szopką z wsypywaniem do doniczki jakiś nasionek i ziemi, by coś wyrosło. To miał być apel o cierpliwość w szkoleniu młodzieży, czyli naszych. I przywiązywanie większej wagi do tego zagadnienia.

Apel szlachetny, niestety trochę oderwany od rzeczywistości, bo w ostatnim meczu Probierza w roli trenera Cracovii w podstawowym składzie wysłał do boju aż dziewięciu obcokrajowców! W szerokiej klubowej kadrze przed wiosenną częścią rozgrywek doliczyłem się ich aż dwudziestu. Czyżby w doniczce nic nie wyrosło?

Słynna była też jego deklaracja, jeszcze jako trenera Jagiellonii, po przegranym meczu z Legią w Warszawie, gdy miał pretensje (moim zdaniem nie do końca uzasadnione), że drużyna z Białystoku została skrzywdzona przez sędziów:

„Whisky, przyjadę do domu i sobie pier... Chyba to zostało”.

W pamięci pozostała również scena, kiedy na konferencji prasowej po ligowym meczu zaczął mówić po niemiecku. To był kolejny apel, o zatrudnianie polskich trenerów zamiast zagranicznych. I zapamiętałem jeszcze jego „opowieści sandałowe” (za: przegladsportowy.pl):

„My ciągle myślimy, że jesteśmy pępkiem świata. Kto w Polsce ma bazę za piętnaście milionów euro z dziesięcioma boiskami? Nikt. My tylko potrafimy snuć opowieści sandałowe”.

No, nie wszyscy. Jest jeszcze jeden trener w lidze, który pod nieobecność w niej Probierza, może go zastąpić popisując się równie kwiecistymi wypowiedziami. Ciekawe czy wiecie kogo mam na myśli?

▬ ▬ ● ▬