2017-12-17
Dlaczego tłumaczenie jest sztuką
W angielskim futbolu zapadały ostatnio szalenie ważne decyzje. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że prawie nikt ich w Polsce nie zauważył. No, prawie…
Rzecz dotyczy Christmas Parties. Zrozumienie znaczenia tego terminu stanowi klucz do zrozumienia kolorytu angielskiego futbolu, czy może nawet szerzej – mentalności zawodników występujących w miejscowej lidze. Zanim pomogę go rozszyfrować, najpierw wyjaśnię co takiego szczególnego się wydarzyło.
W sobotni poranek obejrzałem wiadomości sportowe na kanale Sky News, a tam jedną z najważniejszych była ta o odwołaniu Christmas Party przez Newcastle United. Byłem naprawdę zszokowany, ponieważ taką decyzję podjęli sami zawodnicy. Ich menedżer Rafa Benitez nie mógł nachwalić się swoich piłkarzy za rozsądek. Uznał, że zachowali się wyjątkowo dojrzale, dając jednoznaczny sygnał jak poważnie traktują obowiązki zawodowe.
Newcastle United ostatnio spisuje się dramatycznie słabo. Po dobrym początku sezonu zanotował serię ośmiu meczów ligowych bez zwycięstwa, w tym siedem porażek. Dlatego piłkarze postanowili podjąć bolesną decyzję. Niestety za swój rozsądek zostali ukarani w sobotę kolejną porażką w Londynie z Arsenalem.
Znalazłem w polskich mediach tylko taki fragment poświęcony Christmas Parties (za: transfery.info):
„Okres świąteczny jest celebrowany także w świecie piłki nożnej, a wiele klubów na całym świecie organizuje z tej okazji specjalne spotkania dla piłkarzy, trenerów i innych pracowników. Podobnie jest w Premier League, ale niektóre zespoły wyłamują się z tej tradycji. O tym, że klubowa wigilia nie zostanie zorganizowana poinformowały już Everton, West Ham oraz Newcastle.
W przypadku tych dwóch pierwszych, o takim stanie rzeczy zadecydowali w głównej mierze menedżerowie. W obu przypadkach drużyny nie spisują się najlepiej w obecnym sezonie i doszło w nich do zmiany na stanowisku menedżera. Sytuacja „The Toffees” znacznie się polepszyła od przyjścia Sama Allardyce'a, ale Anglik uważa, że organizacja tego typu wydarzenia mogłoby źle wpłynąć na zespół”.
A ja uważam, że tłumaczenie jest sztuką. A że musiałem się trochę w życiu natłumaczyć różnych rzeczy, więc zawsze kierowałem się przy tym żelazną zasadą – przede wszystkim bezpieczeństwo. Czyli jeśli czegoś nie byłem pewny, po prostu to pomijałem. Może sposób prymitywny, ale z pewnością skuteczny. Przynajmniej pozwał nie wylecieć w powietrze na polu minowym, jakim bywają teksty w obcych językach.
Domyślam się, że określenie „Christmas Party” zostało w cytowanym fragmencie przetłumaczone jako wigilia świąt Bożego Narodzenia. Ma z nią tyle wspólnego, co zwalenie się po pijaku pod stół ze składaniem świątecznych życzeń. To znaczy jedno może być niewątpliwie inspiracją drugiego, choć wzajemnie się wykluczają.
Christmas Parties są w Wielkiej Brytanii imprezami organizowanymi najczęściej przez korporacje dla swoich pracowników przy okazji świąt Bożego Narodzenia. Ich piłkarska wersja jest wielką popijawą, na którą zawodnicy czekają z większym utęsknieniem niż na finał mistrzostw świata, w którym mieliby sami wystąpić.
Bawią się bez sztabu szkoleniowego (!) w pilnie strzeżonych lokalach, by tabloidy nie mogły niczego podejrzeć i później opisać. Gdyby mogły, od połowy grudnia do końca sezonu poświęcano by im więcej miejsca, niż ligowym meczom, tyle się zazwyczaj na tych imprezach dzieje.
Bożonarodzeniowe popijawy, tłumaczenie chyba najbardziej oddające rzeczywisty sens piłkarskich Christmas Parties, stały się barwnym elementem angielskiego futbolu. Z założenia mają sprzyjać integracji zespołu. I pewnie sprzyjają, choć trudno wykluczyć też skutki uboczne. Dlatego Sam Allardyce, któremu udało się właśnie pozbierać w Evertonie towarzystwo do kupy, że zaczęło wreszcie wygrywać, bał się, by nagle nie wymknęło mu się spod kontroli:
„Powiedziałem zawodnikom, że odpłacę im się, kiedy przejdziemy przez okres świąteczny, w styczniu będzie lepszy czas, by się zintegrować na spotkaniu”.
W praktyce jego przekaz powinien brzmieć tak:
„W okresie świąt i Nowego Roku jest dużo meczów do rozegrania. Potem znajdziemy chwilę, gdy będziecie mogli pić na umór”.
A ja apeluję, by czasami znaleźć chwilę na przeczytanie Trafnie.eu, a nie tylko stron „The Telegraph”, „The Independent” czy „Daily Mail”. Przed czterema laty wyjaśniałem, że piłkarskie Christmas Parties stanowią rozdział „wyjątkowo barwny i bogaty, obrosły już legendą. Bez nich historia miejscowego futbolu byłaby o wiele uboższa”.
▬ ▬ ● ▬