Dlaczego milczy król Twittera?

Fot. Trafnie.eu

W internecie nastąpił wysyp komentarzy po meczu reprezentacji Polski ze Słowacją. Na ich podstawie można wyciągnąć ciekawe wnioski. Nawet trzeba.

Znów zacząłem uprawiać jeden z ulubionych sportów. Właściwie zostałem do tego zmuszony. Nie po raz pierwszy i obawiam się niestety, że nie ostatni. Ten sport to poszukiwanie w pomeczowych komentarzach ulubionych słów. Najpierw miałem trzy: blamaż, hańba i kompromitacja. Potem ta lista się wydłużyła: katastrofa, koszmar czy wstyd. Prorokuję, że znów się wydłuży, to tylko kwestia czasu.

Poszukiwania odbywają się oczywiście po meczach polskich drużyn. Najpierw tych klubowych w europejskich pucharach. Miesiące letnie w ostatnich latach były pod tym względem okresem żniw. Od niedawna mocno konkuruje z nimi reprezentacja. Wielkich problemów ze znalezieniem ulubionych słów po jej poniedziałkowym meczu nie było (za: wp.pl):

„Porażka 1:2 z reprezentacją Słowacji na starcie Euro 2020 to katastrofa i kompromitacja”.

Drugi przykład (z tego samego źródła):

„Nie bójmy się tego słowa, bo właśnie ono idealnie określa poniedziałkowe zdarzenia w Sankt Petersburgu: porażka polskiej kadry w meczu ze Słowacją to po prostu kompromitacja. Kompromitacja i wstyd”.

I jeszcze jeden cytat (tvp.info):

„Blamaż na inaugurację. Koszmar Polaków powrócił”.

Tylko na „hańbę” nie trafiłem (jedynie w cytacie sprzed lat), ale mam nadzieję, że wierni czytelnicy mi w tym pomogą. Najbardziej rozbawił mnie tytuł, że „daliśmy się nabrać”. Zależy kto. Radziłbym używać liczby pojedynczej. Bo mam namacalne dowody, że ja się nie dałem. Nie daję się zresztą od lat.

Z tych komentarzy płynie prosty wniosek, że pozostajemy piłkarską potęgą! Nic nowego. Przy okazji meczu ze Słowacją przypomniano tytuł w dziennika „Fakt” z 2006 roku. Po porażce 0:2 na inaugurację mistrzostw świata z Ekwadorem w Gelsenkirchen brzmiał (cała pierwsza strona!) następująco: „Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo”. Czyli piętnaście lat minęło i ciągle te same klimaty. Ciągła wiara w potęgę drużyny, która nie ma prawa przegrać.

Niestety ostatnio coraz częściej tak komentowane są jej występy. I na jesieni po meczu z Holandią. I teraz po tym ze Słowacją. Dlatego kolejny raz muszę zacytować uwagę sprzed kilku lat:

„Jeśli kompromitacja goni kompromitację, staje się normą”.

Dlatego jestem pełen podziwu dla bezrefleksyjnych autorów wcześniej cytowanych fragmentów, że polski futbol jest potęgą i gdy przytrafia się porażka, świat się kończy. Tym większy podziw, że raczej trudno wskazać od wielu lat jakiś wymierny sukces, zwycięstwo z liczącą się w Europie drużyną.

Dosyć skromnie skomentował przegraną reprezentacji prezes związku. Zbigniew Boniek to prawdziwy król Twitterze, bez którego nie potrafiłby chyba żyć. Zaraz po meczu napisał (w oryginale):

„Graliśmy przeciętnie, na porażkę nie zasługiwalismy. Dwie bramki po fatalnych błędach…..”

I od kilku dni cisza. Zadziwiające! Za to nie milczą inni na jego temat (za: dziennik.pl):

„Prezes PZPN ma w zwyczaju po każdej wpadce biało-czerwonych umywać od niej ręce. Jak mantrę powtarza, że to nie on wychodzi na boisko. Zawsze podkreśla, że jako szef polskiego futbolu odpowiada jedynie za stworzenie kadrze optymalnych warunków do osiągnięcia wyniku sportowego. Jak na razie wszystko wskazuje, że dokonał złego wyboru, a podjęte przez niego w styczniu decyzje okazały się dla nas fatalne w skutkach”.

I jeszcze wnioski:

„Powrót z mistrzostw Europy po fazie grupowej nie będzie porażką tylko piłkarzy i selekcjonera. To będzie też klęska Bońka, bo jego wizja legnie w gruzach. Sousa miał dać kadrze jakość na lata, a trzeba będzie go zwolnić po paru miesiącach pracy i to w trakcie eliminacji do mistrzostw świata”.

Mam swój własny wniosek. Prezes sam się nie zwolni…

▬ ▬ ● ▬