2018-10-10
Czy to się mogło udać?
Bezrobotni trenerzy wreszcie się doczekali. Na pewno będą zatrudniać, bo w klubach Ekstraklasy zaczęły zwalniać się stołki. Ruszyła trenerska karuzela.
Pracę zakończyli: Dariusz Dźwigała w Wiśle Płock i Dariusz Dudek w Zagłębiu Sosnowiec. W obu przypadkach umowy zostały rozwiązane za porozumieniem stron. W obu zadecydowały o tym wyniki ich drużyn. Tylko czy mogły być inne?
Dźwigała zastąpił w Płocku Jerzego Brzęczka. Obejmowanie posady po kimś, kto właśnie został selekcjonerem, zawsze wiąże się z dodatkową presją. Może nie za wielką, ale jednak, bo zawsze pojawiają się porównania z poprzednikiem, o którym zaczyna się mówić znacznie więcej opisując jego początek pracy z reprezentacją.
W tym wypadku ważniejsze było to, co po Brzęczku w Płocku zostało. A został wynik ponad stan, czyli piąte miejsce w ubiegłym sezonie. Znacznie przekraczało oczekiwania stawiane przed Wisłą, która miała raczej zapewnić sobie bezpieczną pozycję w tabeli.
Z rewelacjami rozgrywek bywa z reguły tak, że za swój wynik płacą w kolejnym sezonie. Grają znacznie słabiej, czego potwierdzeniem są rezultaty osiągane teraz przez Wisłę. Do tego Dźwigała objął drużynę, z której odeszli kluczowi zawodnicy - José Kanté, Konrad Michalak czy Arkadiusz Reca. Wisła ma ciągle za mały potencjał, by ich brak pozostał niezauważalny.
Jeśli weźmie się wszystko pod uwagę, można stwierdzić, że stołek trenerski w Płocku był od początku sezonu stanowiskiem podwyższonego ryzyka. Nie sądzę, by znacznie lepsze rezultaty osiągnął Brzęczek, gdyby tam pozostał. Dźwigale na pocieszenie pozostaje wynik meczu z Legią w Warszawie, którą jego Wisła zlała aż 4:1. Trafił akurat na największy dół rywali. Teraz taki rezultat byłby już mało prawdopodobny.
Z pracy w Sosnowcu zrezygnował Dariusz Dudek. To przykład trenera, który padł ofiarą własnego sukcesu. Sukcesu ponad stan, co powinien znać z wcześniejszej pracy z Piaście Gliwice, gdy pomagał Marcinowi Broszowi.
Już jako samodzielny trener awansował w ubiegłym sezonie do Ekstraklasy z Zagłębiem. Awansował, choć mało kto się tego spodziewał jeszcze na wiosnę, więc trudno było spodziewać się cudów po awansie. Zagłębie i tak zdobyło na razie więcej punktów, niż przypuszczałem.
Sam Dudek nie pozostawiał złudzeń mówiąc otwarcie od początku rozgrywek, że walka o utrzymanie będzie niezwykle trudna. I miał rację. Po ostatnim, przegranym 1:4 meczu z Lechią w Gdańsku, stwierdził, że jego drużyna „zbyt łatwo rozdaje bramki na lewo i prawo. To są błędy indywidualne, po których ciężko się podnieść”.
Określenie „błędy indywidualne” brzmi dość neutralnie. Dudek nie powie przecież, że ma zbyt słabych piłkarzy, którzy popełniają za dużo błędów, więc trudno oczekiwać od niego zwycięstw. A ponieważ najlepiej zna możliwości drużyny, postanowił zrezygnować, by dłużej nie firmować swym nazwiskiem jej wyników.
▬ ▬ ● ▬