Czy ktoś w to naprawdę wierzy?

Fot. Trafnie.eu

W komentarzach po październikowych meczach reprezentacji w Lidze Narodów ważniejsze od tego co było wydaje się to, co może się wydarzyć w listopadzie.

Bo wtedy odbędą się dwa ostatnie mecze grupowe, w których Polska najpierw zmierzy się w Porto z Portugalią, a następnie w Warszawie ze Szkocją. I w mediach zaczęła się intensywna analiza możliwych scenariuszy z nimi związanych. Jak dla mnie zdecydowanie zbyt intensywna.

No bo dowiedziałem się na przykład, co powinno się stać, by po listopadowych meczach Polacy wyprzedzili nie tylko Chorwację, ale też Portugalię! Z niedowierzaniem sprawdziłem datę publikacji tekstu zakładając naiwnie, że może dotyczył jakiś innych rozgrywek sprzed lat. Ale nie, bo szczegółowa analiza nie pozostawiała wątpliwości, że chodzi o obecną edycję Ligi Narodów.

Gdyby ktoś nie wiedział, do wyprzedzenia Portugalii potrzebna jest, w dużym skrócie, wygrana z nią w Porto TRZEMA BRAMKAMI (!), potem także wygrana ze Szkocją i jeszcze liczenie na wyjazdową porażkę Portugalczyków z Chorwacją. By z kolei wyprzedzić Chorwatów, trzeba w ostatnich dwóch meczach zdobyć o cztery punkty więcej od nich.

Muszę koniecznie zapytać – czy ktoś w te scenariusze, szczególnie dotyczący Portugalii, naprawdę wierzy??? No bo chyba tylko wtedy jest sens je rozważać. Pisząc o wtorkowym meczu z Chorwacją nie pozostawiłem złudzeń w jaki scenariusz wierzę. Otóż po raz drugi radziłbym skupić się na walce o trzecie miejsce gwarantujące, w odróżnieniu od czwartego powodującego spadek, grę w barażach o utrzymanie w najwyższej dywizji Ligi Narodów.

Zadanie niezwykle trudne z dwóch powodów. Po pierwsze, bezpośrednim rywalem w tej rywalizacji będą Szkoci. Odnoszę wrażenie, że nie wszyscy, skupieni głównie na „szalonym meczu” w Warszawie z Chorwacją, zauważyli, że oni tego samego dnia bezbramkowo zremisowali w Glasgow z Portugalią. Z tą samą Portugalią, która kilka dni wcześniej nie pozostawiła złudzeń Polakom gdzie jest ich miejsce w szeregu. To naprawdę szalenie trudny rywal, dlatego należy docenić bezcenne wrześniowe zwycięstwo w Glasgow, trochę ponad miarę.

I dlatego wręcz z osłupieniem stwierdzam, że właściwie nikt poza mną tego nie dostrzega. Lepiej rozpatrywać jakieś abstrakcyjne scenariusze. Czy naprawdę pogoń za lepszą klikalnością powinna odbierać nawet resztki zdrowego rozsądku? Czy naprawdę realistyczne spojrzenie na szanse i możliwości drużyn nikogo już nie interesuje jeśli nie płyną z niego optymistyczne wnioski?

Życzę polskiej drużynie jak najlepiej, zwycięstwa w Porto nie tylko trzema, ale nawet pięcioma bramkami. Jeśli rzeczywiście wygra, z rozkoszą przyznam się do niedoszacowania jej możliwości. Ale staram się postrzegać świat realistycznie i taka wygrana mogłaby się najszybciej przytrafić chyba w... hokeju na lodzie (nie mylić z hokejem na wrotkach, w którym Portugalczycy są potęgą).

▬ ▬ ● ▬