Czego im brakuje?

Fot. Trafnie.eu

W Turynie odbył się drugi półfinał Ligi Narodów. Stanowił niewątpliwy powód do dumy dla UEFA, a także dla… Czesława Michniewicza.

Zanim wytłumaczę dlaczego, najpierw kilka słów o samym meczu. Francja pokonała w nim Belgię 3:2. Najpierw więcej było pressingu i prób utrzymywania się przy piłce, potem wiele porywających akcji. W pierwszej połowie zdecydowana dominacja Belgów i ich prowadzenie 2:0.

Warto popełnić pracę doktorską na temat tego, co dzieje się w przerwie w piłkarskiej szatni, skoro w drugiej połowie role się odwróciły. To Francuzi zdominowali mecz i doprowadzili do wyrównania. I gdy wydawało się, że za chwilę zdobędą zwycięską bramkę, zdobyli ją Belgowie po kontrze i uderzeniu Romelu Lukaku. Okazało się jednak, że był na spalonym i nie została uznana. A w ostatniej minucie podstawowego czasu gry kontra Francuzów i ich zwycięski gol w wykonaniu Theo Hernandeza.

Emocji mnóstwo, a dla kibiców obu drużyn mocno zaangażowanych w boiskowe wydarzenia, wręcz prawdziwy rollecoaster. Właściwie, oprócz czerwonej kartki, było w tym meczu wszystko co najciekawsze w piłce i godne zapamiętania. Ale czerwona kartka była dzień wcześniej w pierwszym półfinale Hiszpanów z Włochami, więc w obu było wszystko. A szefów UEFA może rozpierać duma, że wymyślili rozgrywki, których ostatnią fazą wszyscy się ekscytują. Nikt im nie zarzuci, że pomysł z Ligą Narodów był niewypałem. Nawet jak niektóre mecze we wcześniejszej fazie kolejnej edycji okażą się nie za ciekawe, wyciągną argument – przypomnijcie sobie finały poprzedniej i przestańcie narzekać.

Po czwartkowym spotkaniu, po środowym zresztą też, może dumnie zadzierać głowę Czesław Michniewicz. Trener Legii jest przecież autorem teorii, że 2:0 to najbardziej niebezpieczny wynik. Sprawdziła się w obu meczach. W pierwszym Hiszpanie prowadzili właśnie 2:0 już do przerwy i w drugiej połowie, chyba za bardzo rozluźnieni, podarowali rywalom bramkę. Ale potrafili chociaż utrzymać zwycięstwo.

Odwrotnie niż Belgowie, którzy po przerwie w drugim półfinale dali się zupełnie stłamsić Francuzom. Chyba więc Michniewicz ma rację z tym niebezpiecznym dwubramkowym prowadzeniem. Kto zbyt szybko w nie uwierzy, może później mieć takiego kaca, jakiego pewnie mają teraz Belgowie.

Przed półfinałem z Francją w mediach pojawiły się wspomnienia z ich półfinału z tą samą drużyną w ostatnich finałach mistrzostw świata, który przegrali 0:1. Narzekali bardzo, że wtedy powinni wygrać. Po czwartkowym meczu zalecałbym im milczenie. Jeśli mają ochotę znów wylewać żale, najlepiej do lustra. Sami są sobie winni. Jeśli dali się tak zdominować Francuzom po przerwie, to znaczy, że są jeszcze za słabi, by zdobyć wymarzony tytuł na wielkiej imprezie.

Gdy zbliżały się kolejne mistrzostwa świata czy Europy i wymieniano Belgów wśród kandydatów do tytułu, nigdy w nich nie wierzyłem. Paradoksalnie, bo jednocześnie życzyłem im jak najlepiej wychodząc z założenia, że jak nowa drużyna zdobywa jakieś trofeum, wzbogaca dane rozgrywki.

Niezwykle doświadczona reprezentacja grająca od lat w podobnym składzie, ale czegoś jej brakuje. Czego? Zastanawiam się nad tym od lat i nie wiem. Nie wiem czy sami Belgowie wiedzą, skoro kolejny raz się nie udało...

▬ ▬ ● ▬