Czas odkrywców

Fot. Trafnie.eu

Po ostatnim meczu polskiej reprezentacji w drugiej edycji Ligi Narodów pora na wnioski. Choć wydają się oczywiste, chyba niestety nie dla wszystkich.

Okazało się, że Polska nie jest jednak piłkarską potęgą! Okazało się po raz kolejny, bo kolejny raz robiła podchody, by nią zostać. Przynajmniej w teorii, skoro jeszcze przed miesiącem zapowiadano walkę o pierwsze miejsce w grupie.

Gdyby zrobił to jeden zabłąkany optymista, byłbym jeszcze w stanie zrozumieć. Ale takich głosów w mediach pojawiło się całkiem sporo. Zastanawiam się tylko, o czym to świadczy? Czy naród tak mocno wierzy w swoją drużynę? Czy może jego media chcą by uwierzył, bo to lepiej się sprzeda? Niech każdy odpowie sobie sam.

Mnie burze pojawiające się regularnie po meczach polskiej reprezentacji co najwyżej śmieszą. Od lat twierdzę niezmiennie, że to drużyna średniej klasy europejskiej i jej wyniki od lat moją opinię potwierdzają. Choć oczywiście na zasadzie sinusoidy przez media przelewają się skrajne oceny i oczekiwania. Ja pozostaję przy swoim zdaniu, więc już po pierwszym meczu w Amsterdamie zawyrokowałem, że Holendrzy pokazali naszym miejsce w szeregu. I jestem szczęśliwy, że na tym miejscu, czyli trzecim w grupie, drużyna Brzęczka utrzymała się w Dywizji A, co uważałem za cel, na pewno realny do osiągnięcia, i co się przecież udało. 

Ale nagle, po porażce z Holandią, ktoś odkrył, że reprezentacja za kadencji obecnego selekcjonera nie wygrała meczu z żadną liczącą się drużyną w Europie. Eureka!!! No to pytam tego dzielnego odkrywcę – nie można było pochwalić się „odkryciem” przed miesiącem? Nie można było na tych samych łamach, na których mocno wierzono w zwycięstwo w grupie, wtedy zapytać – jak ma zająć w niej pierwsze miejsce, jak ma pokonać dwóch silnych rywali, skoro od dawna nie potrafi wygrać z nikim liczącym się w Europie?

Tym razem i tak jest nieźle, bo nie ma żadnych „błędów kadrowych”. Czyli nie ma sugerowania, że gdyby zamiast „tego” w wyjściowym składzie wyszedł „tamten”, na pewno byśmy rozgnietli rywala. Oczywiście uwagi są cały czas, ale nie tak kategoryczne, jak choćby w poprzedniej edycji Ligi Narodów.

Pamiętam dokładnie, jak po meczu z Włochami w Chorzowie w 2018 roku pytano Brzęczka dlaczego nie zagrał Krzysztof Piątek. Moim zdaniem nie zagrał słusznie, co twierdziłem już wtedy, ale naród jeszcze bezgranicznie kochał swojego napastnika, który miał mu zapewnić wygrane samą swoją obecnością na boisku. Dziś już o Piątka nikt nie pyta gdy siedzi na ławie, a jego dawni miłośnicy stracili pamięć. 

Za to znów pojawiła się lista zagranicznych trenerów, którzy mieliby zastąpić Brzęczka. Bezrefleksyjność tych dywagacji jest, nie po raz pierwszy zresztą, przerażająca:

„Wiara, że Brzęczka zastąpi za chwilę zagraniczny trener „z wielkim nazwiskiem”, bo PZPN na takiego stać, jest wypadkową naiwności i roztargnienia. Czy ktoś naprawdę wierzy, że Zbigniew Boniek wybierze takiego człowieka? Że wybierze kogoś, kto z całą pewnością nie pozwoli mu do niczego się wtrącać?”

To wniosek z początku września, napisany zaraz po pierwszym meczu w Lidze Narodów z Holandią. Po ostatnim, z tym samym rywalem, nic nie stracił na aktualności.

▬ ▬ ● ▬