2017-12-01
Czas „niecelnych trafień”
Reprezentacja Polski poznała grupowych rywali w przyszłorocznych finałach mistrzostw świata. Euforii raczej nie zauważyłem. I może lepiej.
Losowanie ośmiu grup odbyło się w Moskwie. Od kilku dni odbywało się we wszystkich dostępnych i niedostępnych miejscach na świecie, choć w teorii. W piątek od rana strach było włączać telewizję czy otwierać internet, by nie zostać zaatakowanym składem kolejnej „grupy śmierci” lub „grupy marzeń”. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy gdyby przez przypadek losowanie się nie odbyło, wszyscy by ów fakt zauważyli?
Ale odbyło się zgodnie z planem. Polska trafiła z pierwszego koszyka do grupy H, czyli ostatniej, co miało swoje zalety. W trakcie losowania drużyn z kolejnych koszów ciśnienie trochę opadało, zanim na samym końcu okazywało się na kogo trafią orły Nawałki. No, prawie na końcu, bo wybór przedostatniej drużyny wskazywał pośrednio i tę ostatnią.
Reprezentacja Polski za pół roku zmierzy się w Rosji z Kolumbią, Senegalem i Japonią. Kamil Grosicki typował swoją „grupę śmierci” z dwoma ostatnimi drużynami, a tylko zamiast Kolumbii była w niej Hiszpania. Już po losowaniu zauważyłem w internecie tytuł do jego wypowiedzi, że „częściowo jesteśmy w »grupie śmierci«”. Samej wypowiedzi nie znam, więc nie wiem czy te „częściowo” napawa go optymizmem.
Generalnie euforii w narodzie nie zauważyłem, biorąc pod uwagę opinie przedstawicieli narodu, czyli różnej maści ekspertów odpytywanych na gorąco na tę okoliczność. Takie podejście specjalnie mnie nie zmartwiło. Znacznie lepiej rokuje niż zastanawianie się od razu na kogo Polska trafi w następnej rundzie.
Sam najkrócej podsumowałbym losowanie stwierdzeniem – z każdym w grupie H można wygrać, ale i z każdym można przegrać. Wolę takie, niż że to grupa wyrównana, albo grupa wyzwań, choć oba określenia też odpowiadające rzeczywistości.
Czy odpowiada jej również i te, że w meczu z Kolumbią Polska nie będzie faworytem? Może nawet lepiej, gdyby tak naprawdę było, choć nie mam zamiaru owej kwestii rozstrzygać. Niech rozstrzygnie boisko. Wtedy się okaże, czy wyjście z grupy jest rzeczywiście obowiązkiem drużyny Nawałki, jak twierdzą jedni, czy wszystko się może zdarzyć, jak uważają inni.
Za „grupę marzeń”, szczególnie z punktu widzenia gospodarzy imprezy, uznano tę, w której Rosja zmierzy się z Urugwajem, Egiptem i Arabią Saudyjską. „Grupą śmierci” jest nazywana ta z Argentyną, Chorwacją, Islandią i Nigerią.
Zabawa powtarza się co dwa lata przed każdą wielką imprezą. A gdy ta się już skończy, nikt nie ma zamiaru weryfikować wcześniejszych prognoz choćby dlatego, że wiele z nich stanowią zawsze, pozwolę sobie użyć jednego z moich ulubionych zasłyszanych określeń, „niecelne trafienia”. Która grupa była naprawdę silna, a która silna tylko z nazwy, przekonamy się dopiero w połowie lipca po finale.
Dlatego spokojnie czekam na mistrzostwa i faktyczne rozstrzygnięcia. Choć zdaję sobie sprawę, że moje podejście jest odosobnione, bowiem przez najbliższe pół roku papierowe gierki będą trwały bez przerwy. A potem na boisku i tak wszystko się może zdarzyć.
▬ ▬ ● ▬