Co warto mieć w CV

Fot. Mateusz Kostrzewa - legia.com

W ostatnim tygodniu moją uwagę zwróciły dwa transfery polskich piłkarzy. Oba cechuje rzadko spotykana w tym fachu spora doza zdrowego rozsądku.

Legia Warszawa pochwaliła się pozyskaniem Mikołaja Kwietniewskiego, przedstawiając go jako „jednego z najzdolniejszych piłkarzy młodego pokolenia”. Potwierdzeniem owej tezy miało być regularne powoływanie do reprezentacji Polski do lat dziewiętnastu oraz trzynaście występów i dwie zdobyte bramki w zespole rezerw Fulham FC.

Jego skauci dostrzegli kiedyś Kwietniewskiego w drużynie juniorów Korony Kielce i zaproponowali przeprowadzkę do Londynu. Na razie największym osiągnięciem niespełna dziewiętnastoletniego ofensywnego pomocnika były występy w drużynie do lat dwudziestu trzech drugoligowego angielskiego klubu.

Dyrektor techniczny Legii Ivan Kepcija tak opisał ten transfer:

„Nasz dział skautingu scharakteryzował Mikołaja jako bardzo utalentowanego młodego zawodnika i gdy pojawiła się możliwość, żeby go sprowadzić, wykorzystaliśmy ją. Przez ostatnie lata trenował i rozwijał się w bardzo dobrej akademii Fulham. Jego ściągnięcie do Legii to część naszego planu inwestowania w przyszłość, którą zapowiadaliśmy”. 

Pierwsze pytanie jaki mi się nasuwa po przeczytaniu opinii pana dyrektora – skoro Kwietniewski był taki dobry, dlaczego Fulham go puścił do Legii? Przecież to nielogiczne. Najlepszych młodych grajków, którzy za chwilę mają podbić świat, powinno się trzymać w klubie. A skoro tak łatwo go puszczono na progu dorosłej kariery, może nie miał zbyt wielkich szans, by zacząć ją w dorosłej drużynie Fulham?

Jeśli tak, trzeba pogratulować Kwietniewskiemu, że wykazał się zdrowym rozsądkiem i postanowił wrócić do Polski. Wielu jego rówieśników postępuje dokładnie odwrotnie. A że w zachodnich klubach nie tak łatwo się przebić i zrobić wielką karierę świadczy opisywany w poprzednim tekście przykład Artura Krysiaka.

Nie wiem co wyrośnie z Kwietniewskiego, ale jeśli rzeczywiście ma talent, chyba łatwiej będzie mu zrobić najtrudniejszy krok w karierze, jakim jest przejścia z juniorskiej do seniorskiej piłki, w ojczyźnie. Gdy naprawdę coś pokaże, znajdą go nawet ci sami skauci z Fulham.

I drugi transfer, który na razie transferem nie jest. Oto francuski klub Caen zainteresował się napastnikiem Jagiellonii Białystok Przemysławem Frankowskim. Tyle że ten nie mając pewności co do regularnej gry we francuskiej Ligue 1 ryzykuje, że Adam Nawałka na pewno wtedy zapomni o nim przy ustalaniu składu polskiej reprezentacji na mistrzostwa świata w Rosji.

Ewentualne wahanie piłkarza (jeszcze) Jagiellonii mocno zaskoczyło Dariusza Dziekanowskiego (za: przegladsportowy.pl):

„Dziwię się dlatego, że Frankowski kluczowym zawodnikiem dorosłej kadry jeszcze nie jest. Jeśli chciałby do niej wejść i odgrywać znaczącą rolę, musi bardziej się wykazać, osiągnąć stabilnie rosnący wysoki poziom. W moich oczach zawodnik, który ma ambicje grać w reprezentacji, jechać z nią na mistrzostwa, a jednocześnie zastanawia się, czy poradzi sobie w niezbyt silnej drużynie francuskiej ekstraklasy, sporo traci. Bo jeśli boi się zrobić taki krok, to jakim on będzie kozakiem, jeśli przyjdzie mu zmierzyć się z rywalami na mundialu?”

Uważam dokładnie odwrotnie niż Dziekanowski. Zawsze chwalę tych, którzy potrafią rozsądnie ocenić własne możliwości. I zdecydowanie wolę od innych, wyznających zasadę, że jak spadać to z wysokiego konia. Bo często spadają. To prawie niemożliwe, by od razu wskoczyli do podstawowego składu. A wylądowanie do końca sezonu na ławie nie stanowi powodu do dumy. Skręcić sobie kark na własną prośbę strugając chojraka jest niezwykle łatwo. Gorzej później z następstwami urazu.

Nie wiem czy Frankowski nawet w optymalnej formie będzie miał szansę pojechać na mistrzostwa świata. Ucieszyłbym się jednak gdyby się okazało (bo na żadną jego opinię w tej sprawie nie natrafiłem), że stanowią dla niego priorytet. Czyli są ważniejsze niż wysoka (zakładam – zdecydowanie wyższa niż w Polsce) pensja we Francji.

Mistrzostwa świata odbywają się raz na cztery lata. I trzeba jeszcze wywalczyć na nie awans. Okna transferowe są dwa razy w roku. Lepiej pograć najbliższe pół w Jagiellonii, bo to jeszcze nie koniec świata. Kto w piłkę grać potrafi, dostanie w lecie kolejną propozycję. A może już wtedy będzie miał w CV udział w wielkiej imprezie...

▬ ▬ ● ▬