Chyba nawet wstyd się powiesić

Fot. trafnie.eu

Prezes PZPN stwierdził, że ma włoski paszport i polskie prawo go nie dotyczy. Brawo! Nawet nie wie, kogo przy okazji wykpił.

Zbigniew Boniek w wywiadzie dla „Polska The Times” przyznał, że nie ma zamiaru rezygnować z udziału w reklamach firm bukmacherskich. Dał przecież twarz jednej z nich. „[Ustawa] mnie nie obowiązuje. Jestem obywatelem Włoch. Podatki płacę we Włoszech” - stwierdził. Boniek nie ma wątpliwości: „Ustawa jest chora, ale ja nie mam zamiaru też być chory. Ja robię to co jest zdrowe”. To dlaczego jako obywatel Włoch wystartował w wyborach na prezesa polskiego związku? „Jestem zameldowany w Polsce. Znam wielu poważnych biznesmenów działających w Polsce, którzy podatki płacą za granicą” - wyjaśnił.

Widać Boniek zmienił zdanie. Warto przypomnieć fragment wywiadu jakiego udzielił „Piłce Nożnej” w październiku przed wyborami prezesa:  

„Zamierza pan zrezygnować z dawania twarzy bukmacherom? To podobno będzie jeden z zarzutów, który usłyszy pan jeszcze w tej kampanii, gdyż to ma stać w sprzeczności ze statutem PZPN.

- Dopóki nie jestem prezesem, nie łamię żadnego prawa. Dopiero jeśli zostanę szefem PZPN, będę musiał zakończyć pewne kontrakty, bo urzędnikowi na tak wysokim stanowisku nie wszystko wypada reklamować. Choć dobry polski bank – na pewno tak”.

Boniek nie ma zwyczaju przed nikim spuszczać wzroku, ani się tłumaczyć. Teraz twierdzi, że dzięki współpracy z firmą bukmacherską nie musi się martwić o pieniądze, dlatego nie pobiera pensji z PZPN. Wszystko prawda, tylko jako prezes takiego związku jest w nieco innej sytuacji i wymyka się łatwym równaniom „albo – albo”. Odpowiem pytaniem – czy prezydentowi Włoch, których jest obywatelem, też wypadałoby po objęciu prezydentury otrzymywać pieniądze z podpisanych wcześniej kontraktów reklamowych, by nie pobierać pensji i zejść z kosztów włoskich podatników? Pan prezes sam przecież wcześniej zauważył, że "nie wszystko wypada"... 

Podejrzewam, że Boniek kompletnie nie zdaje sobie sprawy, jak mówiąc o swoim włoskim obywatelstwie przy okazji wykpił jednego mądralę, który już przed wyborami wręcz się w nim zakochał. Jan Tomaszewski deklarował przecież, że jeśli ten zo­sta­nie pre­ze­sem, BĘDZIE DO JEGO DYS­PO­ZY­CJI 25 GO­DZIN NA DOBĘ, by po­pra­wiać wi­ze­ru­nek (to wyłącznie jego interpretacja) pol­skiej piłki.

Po raz kolejny wykonał w tył zwrot, co akurat u niego nie jest niczym nowym. Przed poprzednimi wyborami grzmiał przecież pokazując na Bońka: „Zapomnijmy o naprawie piłki przez takich ludzi!” Nie sądzę, by po czterech latach zauważył, że doszczętnie się skompromitował. W tym okresie jeszcze bardziej się zapętlił. Obrażał reprezentantów Polski nazywając ich śmieciami czy farbowanymi lisami. A całkiem niedawno, z typową dla siebie subtelnością, pytał Smudę: „Fra­nek, ty je­steś Niem­cem, czy Po­la­kiem”?

Po tym, co powiedział Boniek, Jan T. jest pod ścianą. Tak walczył o „czystość polskiej reprezentacji”, a wkrótce się okazało, że na czele związku, któremu chciał pomagać, stoi obywatel Włoch! Cóż za niespodziewana niespodzianka.   

Ciekawe co teraz powie? Czy dalej będzie zakochany w Bońku, czy wykona kolejny zwrot i znów zacznie na niego nadawać? Jedno nie ulega wątpliwości – w którą stronę nie pójdzie, zaprzeczy sam sobie. Ale do tego już się zdążyłem przyzwyczaić.

Skoro właśnie stwierdził, że na miejscu Smudy chyba by się powiesił, podzielę się z nim następującą refleksją - ja NA PANA MIEJSCU, PANIE TOMASZEWSKI, CHYBA WSTYDZIŁBYM SIĘ NAWET POWIESIĆ!!! 

▬ ▬ ● ▬