Brutalna weryfikacja

Fot. Trafnie.eu

Brutalna weryfikacja
Smutno zakończyły się pierwsze mecze ćwierćfinałowe Ligi Konferencji dla polskich drużyn. Choć udział aż dwóch w tej fazie uznano za wielki sukces.

Jeszcze zanim Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok przystąpiły do gry, przeczytałem w jednym z internetowych tytułów, że „patrzy na nas cała Europa”. Tytuł chwytliwy, choć niestety efekciarski. Nie zauważyłem bowiem, by ta Europa podniecała się specjalnie rozgrywkami stanowiącymi co najwyżej trzecioligowy poziom w skali kontynentu, trudny nawet do porównania z meczami Ligi Mistrzów dzień i dwa dni wcześniej.

Ale jak wyśniona Liga Mistrzów jest nieosiągalna od lat, trzeba się umieć cieszyć tym, co się ma. A właśnie z myślą zadowolenia takich słabszych piłkarskich nacji jak Polska UEFA wymyśliła Ligę Konferencji. Poczucie wartości, po awansie na piętnaste miejsce w jej rankingu, gwarantującym za rok udział pięciu klubów w europejskich pucharach, wzrosło w narodzie tak bardzo, że już zaczęto wyliczać potrzebne do zdobycia następne punkty do zdystansowania kolejnych rywali we wspomnianej klasyfikacji.

W takiej atmosferze dwa polskie zespoły przystępowały do historycznych z punktu widzenia rodzimej piłki meczów. Jeszcze nigdy przecież aż dwa nie grały jednocześnie w ćwierćfinale tych samych europejskich rozgrywek. Przeciwników miały solidnych, nawet biorąc pod uwagę, że to teoretycznie tylko trzeci ich poziom.

Ze szczególnym podnieceniem czekano w Warszawie na londyńską Chelsea. Angielska piłka ciągle wzbudza wśród rodaków szczególne zainteresowanie, a wśród tych kibicujących Legii wzbudzała jeszcze wiarę, że nie ma rzeczy niemożliwych, skoro nie tak dawno w europejskich pucharach ich drużyna pokonała przecież dwóch innych przedstawicieli Premier League (Leicester City, Aston Villa). Zainteresowanie meczem było tak wielkie, że potencjalnych nabywców biletów podzielono na cztery kategorie, by mogli, w rozłożonej w czasie sprzedaży, zacząć w ogóle się o nie ubiegać. Równie wielkie było zainteresowanie mediów, a panujący ścisk w biurze prasowym wcześniej nie widziany.

Niestety boiskowe wydarzenia stanowiły bardzo smutne dopełnienie wspomnianego zainteresowania. Mecz składał się z dwóch części. Pierwsza trwała dwie… minuty. Tyle zajęło Legii, napompowanej energią i wiarą w sukces, ruszenie do ataku i walka z rywalem bez żadnych obaw. Zakończyło się stworzeniem sytuacji, która prawie mogła stanowić jakieś zagrożenie dla bramki Chelsea. Prawie…

Potem nastąpiła totalna dominacja angielskiej drużyny, z naciskiem na „totalna”. Nie przypominam sobie, kiedy Legia na własnym boisku była tak zdominowana. Już samo przekroczenie przez jej piłkarzy środkowej linii stanowiło sukces. Ustawili defensywne zasieki (5-4-1) przed własną bramką i skutecznie jej bronili, skoro do przerwy był bezbramkowy remis. W drugiej połowie Chelsea niestety strzeliła trzy bramki wygrywając pewnie, a mecz przypominał momentami „grę w dziada” w jej wykonaniu.

Jedynie atmosfera na trybunach stanowiła przeciwieństwo boiskowych wydarzeń. Doping trwał przez calutki mecz. Była efektowna oprawa (z przesłaniem po angielsku - "Nie bój się nikogo"), był równie efektowny pokaz środków pirotechnicznych z wyraźnym przesłaniem, po angielsku, dla adresata: „F… UEFA”. Będzie więc kolejna równie efektowna kara dla Legii. Ale kto by się tym przejmował? Z Warszawy poszedł kolejny mocny sygnał do kibicowskiego świata kto i jak w Warszawie na trybunach rządzi.

Równie bolesna była czwartkowa porażka Jagiellonii. Przegrała w Hiszpanii 0:2 z Realem Betis Sewilla. Jeśli ktoś uważa, że ten rezultat jeszcze „nie zabija jej marzeń”, jego prawo. Można się pocieszać, że wynik jednak ciut lepszy niż w Warszawie, że gra odrobinę bardziej wyrównana, że Jagiellonia, w odróżnieniu od Legii, próbowała nie tylko się bronić. Można, to nie jest karalne. Nie mam jednak najmniejszych wątpliwości, że w czwartkowy wieczór nastąpiła brutalna weryfikacja poziomu polskiej klubowej piłki. Nastąpiła wtedy, gdy dwaj jej przedstawiciele musieli zmierzyć się z przedstawicielami lig z najwyższej półki, a nie europejskimi przeciętniakami, jak wcześniej.

▬ ▬ ● ▬