2022-09-16
Bardzo krótka pamięć
W meczu drugiej kolejki Ligi Konferencji Europy Lech Poznań pokonał Austrię Wiedeń 4:1. A to oznacza, że sinusoida nastrojów wystrzeliła mocno w górę.
Już zaczęła się „pompka”, bo jak inaczej nazwać opinie w stylu „kapitalne widowisko” czy „piłkarski koncert”? Dla mnie oba określenia napompowane zdecydowanie ponad miarę. Cieszę się ogromnie z tak wysokiego zwycięstwa mistrzów Polski, co nie zwalnia z obowiązku trzeźwego patrzenia na ich dokonania. A te na pewno w tym meczu nie były doskonałe, choć paradoksalnie Lech wypunktował rywali wręcz perfekcyjnie.
Dwie pierwsze bramki zdobył w sytuacjach na granicy spalonego, a w tych rozgrywkach sędziowie nie mają wsparcia VAR. Dwie kolejne zdobył zawodnik, jeszcze niedawno niechciany na własnym stadionie, ale o tym za moment.
Wynik mógłby sugerować jednostronne widowisko, jednak tak nie było. Był w nim za to moment mogący zadecydować o sukcesie gości. Przy stanie 1:1 mieli rzut karny, obroniony przez Filipa Bednarka. Bramkarz Lecha przyznał po meczu, że widział jak dwóch piłkarzy gości kłóci się, kto ma wykonać karnego, więc to go wręcz upewniło w przekonaniu, że go obroni. I rzeczywiście obronił.
Oto dowód jak czasami drobiazgi mogą mieć kolosalny wpływ na końcowy wynik, a w konsekwencji na wyciąganie później jedynie mądrych generalnych wniosków co do całości funkcjonowania drużyny.
Bo stawiana teraz często teza dotycząca Lecha jest taka, że zaczął wreszcie funkcjonować jak należy. Ale przecież grający na lewej obronie Portugalczyk Pedro Rebocho funkcjonował w czwartkowy wieczór dokładnie tak, jak w meczach na początku sezonu, o których w Poznaniu woleliby szybko zapomnieć. To jego stroną sunęły w pierwszej połowie najgroźniejsze ataki Austrii. To on sprokurował karnego źle przyjmując piłkę i próbując później swój błąd naprawić faulując rywala. Został w przerwie zmieniony.
Dwie kolejne bramki zdobył wprowadzony w drugiej połowie Norweg Kristoffer Velde. Przy pierwszej zaprezentował znakomitą zwrotność i orientację w polu karnym, wykonując piruet wokół własnej osi, czym zupełnie zmylił pilnującego go obrońcę. Zachwycających się jego grą kibicom w Poznaniu przypomnę więc, bo niektórzy mają bardzo krótką pamięć, że to ten sam Velde, który jeszcze niedawno był bezmyślnie przez nich wygwizdywany. Przed miesiącem w meczu z islandzkim Vikingurem Reykjavik poirytowany Norweg po zdobyciu bramki wsadził palce do uszu.
W kolejnym meczu z F91 Diddeleng kibice domagali się głów szefów klubu. Strasznie krytykowany był też trener John van der Brom, któremu również pokazywano drzwi. Władze Lecha wytrzymały jednak ciśnienie i Holendra nie zwolniły. I teraz słucham i czytam jak umiejętnie pokierował zespołem w meczu z Austrią.
Lech zaczął seriami wygrywać w Ekstraklasie, był chwalony nawet po porażce z Villarrealem. W związku z tym pytanie - skoro jeszcze niedawno było tak fatalnie, dlaczego teraz jest tak dobrze? To przecież ten sam trener i ci sami piłkarze! Czy to nie ci sami szefowie klubu z Poznania doprowadzili go do mistrzostwa w ubiegłym sezonie?
Czy we współczesnym świecie, którym rządzi internet nieustannie potrzebujący winnych i bohaterów, nikt nie ma prawa normalnie przegrać nawet kilku meczów bez ogłaszania końca świata?
▬ ▬ ● ▬