2021-09-14
A co będzie, jeśli…
Połowa września, czyli tradycyjny moment na napisanie tekstu od lat przypominającego działanie „kopiuj-wklej”. Tym razem też, ale jednak…
We wtorek rusza nowa edycja rozgrywek Ligi Mistrzów. Od wielu lat trudno napisać na jej temat coś wyjątkowo odkrywczego. Właściwie co roku niewiele się zmienia. Zaczynając od polskich wątków, oczywiście żadna nasza drużyna w fazie grupowej nie wystąpi. Zmieniło się tylko to, że kiedyś kolejną porażkę przyjmowano niezwykle emocjonalnie wyliczając lata od ostatniego startu.
Coraz mniej rodaków występuje w elitarnych rozgrywkach. Czyli coraz mniej reprezentuje barwy silnych zagranicznych klubów, które zagwarantowały sobie w nich udział. Żeby nie było, że tylko ja narzekam, posłużę się cytatem (za: wp.pl):
„W kadrach 32 zespołów biorących udział w Lidze Mistrzów 2021/22 jest tylko 5 Polaków. Nasi rodacy stanowią mniej niż jeden procent uczestników Champions League. To smutny obraz naszego futbolu na tle Europy”.
Smutny na pewno, ale takie niestety są realia. Cios dla tych, którzy z uporem maniaka przed kolejnymi meczami reprezentacji wierzą, że jednak jesteśmy piłkarską potęgą i zaraz jakąś prawdziwą potęgę zlejemy.
Na zasadzie „kopiuj - wklej” można cytować prognozy sprzed lat dotyczące typowania potencjalnych zwycięzców. Ich grono jest stosunkowo wąskie, dlatego od dawna czekam na jakąś zmianę. Całkiem aktualny wydaje się ten fragment z 2014 roku:
„Może więc mój wymarzony finał: Atletico – Manchester City? Dwa kluby, które długo pozostawały w cieniu sławnych sąsiadów. Dzięki temu dochowały się prawdziwych kibiców, którzy nie zachłystują się tylko sukcesami. Czyli takich, których lubię najbardziej”.
Wyjątkowo aktualny jest też ten z sprzed sześciu lat:
„Czy to wreszcie będzie sezon Paris Saint-Germain? Jeśli po jego zakończeniu okaże się, że odpowiedź jest twierdząca, wreszcie dojdzie do jakiś zmian”.
A skoro takie pytania stawiałem już wtedy, najlepszy dowód jak ciężko zdobyć wymarzony puchar. Akurat w trzech wymienionych klubach wiedzą to najlepiej. I wiedzą też jak boli porażka w finale.
Co roku przed startem rozgrywek pojawia się informacja ile można w nich zarobić. I co roku są to większe kwoty. W obecnym sezonie aż dwa miliardy euro do rozdysponowania! Dlatego zacząłem się zastanawiać – a co będzie, jeśli przed kolejnym sezonem okaże się, że tym razem pieniędzy będzie mniej? I okaże się, że ta tendencja utrzyma się także w kolejnych latach. Nie jest to przecież czysto abstrakcyjne pytanie, choć może jeszcze dziś takim się wydaje. Tak jak Liga Mistrzów wydaje się kwitnącą instytucją.
Od razu przypomniał mi się przeczytany przy okazji Euro 2020 tekst (za: sport.pl):
„Duży spadek widowni telewizyjnej notuje cała Europa. Specjalistyczny portal telenauta.it zebrał dane z 18 europejskich krajów - m.in. Wielkiej Brytanii, Włoch, Hiszpanii, Francji, Niemiec, Holandii, Polski, Portugalii. Oglądalność Euro jest w tych krajach o 15 proc. niższa niż 5 lat temu”.
Natomiast byłem zaskoczony cytowanymi przy tej okazji wynikami badań zainteresowania młodych ludzi piłką nożną:
„Interesują się. Często bardzo, ale nie przez ekran telewizora, ale smartfona. Są raczej w kontakcie z wydarzeniem, niż je oglądają. W czasie meczu robią inne rzeczy. Wolą sami pograć niż siedzieć przed ekranem telewizora. Wystarcza im gol na Twitterze czy Facebooku wrzucony zaraz po tym, jak padł. Albo jakieś fajne zagranie. Najlepiej gwiazdora, bo z piłkarskimi celebrytami utożsamiają się bardziej niż klubami. Określenie pasjonat piłki nożnej jest im raczej obce. Z wyników badań można wywnioskować, że raczej nie mają potrzeby oglądać całych meczów, a nie że one ich nudzą. Co prawda w grupie 16-24 jest największa otwartość na zmiany podstawowych przepisów gry, ale ingerencję w nie zaakceptowałoby jedynie 14 procent. W innych grupach wiekowych to przeważnie 7 procent”.
I nagle sobie uświadomiłem, że gdyby połączyć dwa tematy, albo jak same w przyszłości się połączą, wtedy może się okazać, że sponsorzy złożą organizatorom rozgrywek propozycję nie do odrzucenia. I zaproponują na przykład konkretne zmiany przepisów. Bo jak nie, przestaną się interesować kupnem produktu nie spełniającego już ich oczekiwań. A ponieważ pieniądze nie śmierdzą, więc łatwo mi też sobie wyobrazić, że temat wcale nie musi być od razu odrzucony.
I tak coś, co jeszcze przed momentem wydawało się zupełnie abstrakcyjne, wcale abstrakcyjne być nie musi. Choć chciałbym, żeby moje obawy okazały się abstrakcyjne, choć wcale takimi niestety okazać się nie muszą.
▬ ▬ ● ▬