(Tylko) Chwila radości

Fot. Trafnie.eu

Polska przegrała z Holandią 1:2 w Hamburgu w pierwszym meczu grupy D finałów mistrzostw Europy. „Ta porażka bardzo boli” - stwierdził Adam Buksa.

Gdybym nie był emocjonalnie zaangażowany w ten mecz, z pewnością i tak chciałbym być na stadionie w Hamburgu. Bo zapowiadało się, to moja definicja, typowo kibicowskie starcie. Czyli grały reprezentacje krajów, których sympatycy zawsze licznie za nimi jeżdżą i mocno dopingują, co gwarantuje odpowiednią atmosferę na trybunach.

W Hamburgu tak właśnie było – stadion podzielony na biało-czerwone i pomarańczowe sektory, a pozostałe sektory dokładnie wymieszane. I mnóstwo kibiców zostało bez biletów, o czym świadczyły choćby tekturowe tabliczki, w alejce prowadzącej na stadion, trzymane przez chętnych, by je kupić.

Było miło i sympatycznie już wiele godzin przed meczem, kibice bratali się i robili wspólne zdjęcia. A na stadionie rozpoczęli chóralne śpiewy od momentu wyjścia piłkarzy obu drużyn na rozgrzewkę, aż do końcowego gwizdka. Lubię takie klimaty, gdy trybuny zaczynają żyć na długo przed mecze i nie milkną na moment przez dziewięćdziesiąt minut.
Ale miejscowa policja patrzyła na kibiców inaczej, bo sprawiali w przeszłości problemy, nawet poważne. Idealną tego ilustracją był obrazek z centrum miasta. Po jednej stronie zbiornika Binnenalster, stanowiącego część rzeki Alster, dokazywali Polacy pomagając sobie w zabawie ogromną biało-czerwoną flagą powiewającą nad liczną ich grupą. Po drugiej stronie stały równie wielki wozy policyjne. Na tyle daleko, by nie rzucać się w oczy. Na tyle blisko, by w razie czego wkroczyć do akcji.

Oczywiście policja jest zawsze na tak wielkich imprezach. Jednak tylu funkcjonariuszy w mundurach nie widziałem na żadnym peronie metra czy S-Bahnu podczas EURO 2024, co na stacji Stellingen, najbliższej stadionu w Hamburgu, a byłem już na trzecim meczu na tej imprezie w trzech różnych miastach.

Przed niedzielnym spotkaniem znajomy holenderski dziennikarz, Henk Mees, podesłał miciekawy tekst z belgijskiego portalu: dewitteduivel.com, z którym współpracuje. Jednym z głównych tematów w Holandii, podobnie jak w Polsce, stały się kontuzje reprezentacyjnych zawodników. Holendrzy mają z nimi nie mniejszy problem. Z kadry wypadł między innymi Frenkie de Jong. Trener Ronald Koeman przy okazji wskazał winnego takiej sytuacji:

„Zdecydowaliśmy, że na pierwszym miejscu postawimy zdrowie zawodnika. Niestety, w jego klubie tak się nie stało. Frenkie musiał grać w Barcelonie, chociaż nie był jeszcze w stu procentach sprawny”.

To naprawdę mocne oskarżenie. Tym ciekawsze, że przecież równocześnie problemy z kontuzjami ma inny gwiazdor Barcelony, Robert Lewandowski. Skojarzenia w wypowiedzią Koemana wydają się więc jednoznaczne.

Jednoznaczne były też oczekiwania w, nie tylko, holenderskich mediach. Polska miała być wyłącznie dostarczycielem punktów, i to trzech. Przemawiały za tym cztery wcześniejsze mecze na mistrzostwach, w których wygrali ci, co wygrać mieli. Do tego absencja Lewandowskiego (choć wyszedł z kolegami na przedmeczową rozgrzewkę), tak wiele znaczącego dla polskiej drużyny, miała być dodatkowym argumentem przemawiającym na niekorzyść jego drużyny.

Michał Probierz wysłał do boju przeciwko holendrom jedenastkę, w której najwięcej komentarzy wzbudziła chyba obecność w ataku adama buksy, zamiast karola Świderskiego. Jednak polski selekcjoner miał przysłowiowego nosa. Szczęśliwa okazała się szesnasta minuta. To właśnie w niej Buksa, grający z numerem 16, zdobył bramkę, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, co sprawiło mu wyjątkową radość.

Nie tylko jemu, bo oszalała ze szczęścia cała armia kibiców na trybunach. Piotr Zieliński stwierdził:

„Daliśmy im chwilę radości. Powinniśmy podziękować kibicom, bo było ich bardzo dużo”.

Polacy wyszli na prowadzenie, choć to Holendrzy dominowali. Mieli kilka okazji do strzelenia bramki, ale byli nieskuteczni, a do tego świetnie bronił Wojciech Szczęsny. Niestety po przerwie w pozornie niegroźnej sytuacji na przekątne dalekie podanie z narożnika boiska zdecydował się Nicola Zalewski. Niestety niecelne, rywale ruszyli do ataku, który skończył się dla nich zdobyciem wyrównującego gola prze Cody’ego Gakpo.

Holendrzy dalej atakowali, ale Polacy też mieli fragment, w którym przeważali. Stworzyli sobie okazje do zdobycia kolejnego gola (dwa razy groźnie strzelał Jakub Kiwior). Niestety niecałe dziesięć minut przed końcem prostopadłe podanie Nathana Aké skutecznie wykończył wprowadzony na boisko Wout Weghorst, dając Holendrom zwycięską bramkę. W doliczonym czasie gry szansę na wyrównanie miał jeszcze Świderski, ale piłkę po jego strzale obronił Bart Verbruggen.

„Ta porażka bardzo boli” - przyznał Buksa.

Bartosz Salamon stwierdził krytycznie, że miał współudział w obu straconych bramkach. Zauważył jednak, że ten mecz, mimo porażki wzmocnił mentalnie zespół, która sprawił sporo problemów „drużynie światowej klasy”, jak nazwał Holandię.

W piątek, w meczu z Austrią, okaże się na ile jego słowa znajdą potwierdzenie na boisku.

▬ ▬ ● ▬

Galeria