2015-01-23
(Bez)sensowne porównania
W ubiegłym sezonie przychody Realu wyniosły ponad pół miliarda euro! I były najwyższe ze wszystkich klubów, co raczej nie stanowi dla nikogo zaskoczenia.
Dowiedziałem się tego z rankingu przygotowywanego od lat przez firmę Deloitte. Zawsze czytam go z ciekawością, pewnie jak większość zainteresowanych piłką nożną. Real Madryt po raz dziesiąty znalazł się na czele klasyfikacji klubów piłkarskich o największych przychodach. W sezonie 2013/14 wyniosły dokładnie 549 500 000 euro. W porównaniu z wcześniejszym sezonem wzrosły o 30 600 000 euro.
Zauważam u siebie pewien typ niegroźnego (mam nadzieję) skrzywienia, polegającego na przeliczaniu na złotówki kwot związanych z największymi klubami na świecie, by je później odnieść do polskiej piłki.
Gdy się takiego dokona od razu widać, że to nawet nie przepaść, tylko inna galaktyka. Bo do czego w polskiej piłce porównać przychód Realu (w przybliżeniu) 2,3 miliarda złotych? Czysta abstrakcja, skoro roczne budżety wszystkich klubów Ekstraklasy nie przekraczają 400 milionów.
Real podpisał właśnie kontrakt z talentem nad talentami, norweskim pomocnikiem Martinem Odegaardem. To jeszcze piłkarski dzieciak, ma dopiero szesnaście lat, ale niesamowicie uzdolniony. Biło się o niego wiele klubów. Ten, w którym grał, norweski Stromsgodset, według spekulacji mediów dostanie 3,5 miliona euro. Odegaard nie ma na razie szans na grę w podstawowym składzie Realu. To ewentualnie melodia przyszłości, czyli przemyślana inwestycja.
W Legii, najpotężniejszym obecnie polskim klubie, też transferowa gorączka, ale raczej wyprzedażowa. Pozbyto się już największego talentu, Krystiana Bielika. Od miesięcy trwają spekulacje za ile i gdzie pójdzie Ondrej Duda, chyba najlepszy ostatnio grajek z Łazienkowskiej. Choć mają być też wzmocnienia...
Jak podał polsatsport.pl grupa biznesmenów, a jednocześnie sympatyków Legii, stworzyła rodzaj funduszu inwestycyjnego przeznaczonego na transfery zawodników.
Nie bezinteresownie oczywiście. Gdy później ci będą sprzedawani, inwestorzy swoje powinni zarobić. Czy zarobią? To jest biznes, czyli zawsze ryzyko. W piłce większe, niż w innych branżach.
Mnie interesuje jednak najbardziej suma jaką na razie uzbierano w funduszu – 2 miliony euro. Czyli na wzmocnienia mające pomóc, jak się domyślam, w wywalczeniu upragnionego awansu do Ligi Mistrzów, jest mniej pieniędzy, niż na zabezpieczenie bliżej nieokreślonej przyszłości w Realu.
Choć same pieniądze na szczęście w piłkę nie grają, bez nich na najwyższym poziomie grać się już nie da. Warto o tym pamiętać, gdy jakaś polska drużyna awansuje wreszcie do Ligi Mistrzów. Będzie najwyżej tłem dla najlepszych w Europie, bo to już zupełnie inna liga, w której zarobki jednej z gwiazd bywają wyższe niż budżet niejednego klubu Ekstraklasy. Dlatego od tylu lat nie ma naszych w Lidze Mistrzów. A nawet jak w końcu będą, zaznaczą swój udział raczej symbolicznie. Nie ma się co łudzić i liczyć na więcej.
▬ ▬ ● ▬